Vancouver, Simon Ammann: Małysz jest niesamowity!

2010-02-18 4:00

Harry Potter skoków nadal czaruje. Rywalizację na normalnej skoczni w Whistler wygrał jak chciał, na dużym obiekcie już w pierwszych treningach postraszył rywali dalekimi lotami, a w sobotę Simon Ammann (29 l.) znowu będzie faworytem numer jeden do złota. Czwartego w olimpijskiej karierze.

- Jak świętowałeś złoty medal z konkursu na K-95?

- Mogę się przyznać, że miałem całkiem pokaźny program (śmiech) i ciężko było się wszędzie wyrobić. Po południu spokojnie spędziliśmy z przyjaciółmi jakąś godzinkę, a gdzieś po północy przyszła pora na rozrywkę. Mimo wszystko trochę udało mi się pospać. Szkoda tylko, że aż tyle trzeba czekać na konkurs na dużej skoczni. Muszę przez to wstawać codziennie bardzo wcześnie, żeby trenować, no i udzielać wywiadów.

Przeczytaj koniecznie: Vancouver 2010: szczegółowy program zimowych igrzysk olimpijskich

- W sobotę po drugim konkursie indywidualnym będzie kolejna okazja do świętowania?

- Zrobię wszystko, by tak się stało. Jestem bardzo skupiony na tym starcie. Wróciłem na skocznię, ćwiczę, skaczę daleko na treningach, bo chciałem od razu zrobić wrażenie na rywalach. Jeszcze kilka drobiazgów mogę poprawić, ale jestem przekonany, że utrzymam dobrą formę i znowu będę mocny.


- Na dużej skoczni o podium będą się bić ci sami zawodnicy, którzy dominowali na normalnym obiekcie.

- To bardzo możliwe, zwłaszcza że na przykład i ja, i Adam Małysz w ostatnim czasie demonstrujemy rosnącą formę. Na dużej skoczni też będziemy odgrywać poważną rolę. Sporo jednak będzie zależało od warunków pogodowych. Do rywalizacji mogą się poza tym włączyć typowi lotnicy, jak Norweg Jacobsen czy Słoweniec Kranjec. O sukcesie może zresztą decydować nie tylko forma sportowa, ale i właściwe podejście mentalne.

Przeczytaj koniecznie: Ks. Jan Zając: Modlę się za Justynę

- Który ze złotych medali stanowił dla ciebie większą niespodziankę: ten z Salt Lake City w 2002 roku czy obecny z Vancouver?

- Nie wiem, czy można mówić o wielkim zaskoczeniu... Ale teraz nie staram się jakoś specjalnie myśleć o tym wszystkim, to nie najlepszy moment. Najbardziej cenię sobie świetną atmosferę w drużynie i to, że mam znakomity kontakt z przyjaciółmi. Dzięki temu mogę pozostać zupełnie normalnym facetem.


- A bardziej zaskoczył cię powrót na najwyższe podium olimpijskie po ośmiu latach, czy też to, że na drugim stopniu znalazł się ponownie Małysz?

- Po drugim miejscu Małysza w Klingenthal wiedziałem, że Adam będzie tu w Whistler piekielnie mocny. Musiałem pokazać wszystko, co umiem, żeby z nim wygrać. Mogliśmy rozegrać świetny konkurs na mniejszej skoczni, jestem dumny, że walczyłem z takimi przeciwnikami, jak Adam i Gregor Schlierenzauer. Małysz jest starszy ode mnie i sam mi powiedział, że coraz trudniej z wiekiem osiągnąć wysoką formę. Jego występ mogę podsumować jednym słowem: niesamowity. On przecież nie najlepiej zaczął ten sezon, a tylko wielcy sportowcy potrafią wrócić na szczyt w takim stylu. Dlatego obaj znowu znaleźliśmy się na podium. Wychodzi na to, że Ameryka Północna nam służy.

Najnowsze