- Jeszcze do piątku rano byłem przekonany, że jadę do Soczi. I to bez żony, którą wcześniej chciałem ze sobą zabrać na własny koszt. Gdy wyjaśniono mi, że tak się nie da, powiedziałem "trudno". Zapewniam, że nigdy nie uzależniałem swojego wyjazdu jako attaché od towarzystwa żony - mówi "Super Expressowi" Małysz.
- Co zatem stało się główna przeszkodą?
Adam Małysz: - Deklaracja, którą musiałbym podpisać. Okazuje się, że według przepisów MKOl żaden uczestnik igrzysk posiadający akredytację nie może w czasie imprezy reklamować jakiejkolwiek firmy niezwiązanej z MKOl. Uważam ten przepis za nienormalny dla oficjela, jakim miałem być w Soczi.
- Nie wiedział pan wcześniej o tym przepisie?
- Do niedawna nie wiedziałem, że obowiązuje mnie tak samo jak zawodników i trenerów. Dostałem w grudniu informację od PKOl, że nie mogę w trakcie igrzysk uczestniczyć w reklamach telewizyjnych. W ostatniej fazie przygotowań do Rajdu Dakar nie miałem czasu ani możliwości sprawdzić, co można zrobić z tym problemem. Tymczasem po powrocie z Argentyny dostałem do podpisania deklarację. Sprawą zajął się mój menedżer. I nagle okazało się, że moi sponsorzy musieliby usunąć reklamy z moim wizerunkiem na stacjach paliwowych oraz spoty reklamowe wykupione już w telewizji. Z tym wiązałyby się duże problemy i straty finansowe sponsorów. To podkopałoby moją pozycję jako partnera w kontraktach. A uprawiam teraz dyscyplinę, w której nie mógłbym zaistnieć bez sponsorów.
Przeczytaj także: Dariusz Szpakowski w pierwszym takim wywiadzie: O planach na przyszłość, wpadkach i hejterach (+ ZDJĘCIA Z KARIERY)
- Pewnie trochę panu nieswojo z powodu tego, co się stało
- Żałuję ogromnie, bo bardzo chciałem wspierać chłopaków podczas olimpijskich startów. Ale w tej sytuacji naraziłbym się na odebranie akredytacji i wydalenie z wioski olimpijskiej. Nie muszę mówić, jak wpłynęłoby to na mój wizerunek. Może po trosze jest to moja wina, że byłem nieświadomy. Może po trosze jest to wina PKOl, że nie wyjaśniono mi tego wcześniej. Ale nie ma winy sponsorów w tym, że nie pojadę na igrzyska. A te przepisy należy chyba zmienić.