Nagano 1998 (51. na K-90; 52. na K-120; 8. drużynowo)
- Rok wcześniej wygrałem tam próbę przedolimpijską, a występ w igrzyskach przyniósł porażkę. Wynikało to ze słabej formy w przekroju sezonu i obciążenia oczekiwaniami, z którymi nie potrafiłem jeszcze sobie radzić. Ponadto wtedy już z trudnością dogadywaliśmy się z trenerem Mikeską. Wypromował mnie, ale za bardzo chyba ingerował w nasze życie prywatne.
Salt Lake City 2002 (srebro na K-120, brąz na K-90, 6. druż.)
- Ani wcześniej, ani później nie byłem tak przygotowany do igrzysk. Skakałem z niską pozycją przy dojeździe do progu i mocnym odbiciem wychodziłem wysoko w powietrze. To było przewidziane na panujące tam stale tylne wiatry. Ale przyszły jak na złość wiatry przednie i sprzyjały tym, którzy odbicie mieli słabsze, lecz trzymali lot do końcówki. Dla świętego spokoju mówiłem wtedy, że nie zamieniłbym dwóch na jeden złoty. Dzisiaj może bym zamienił
Turyn 2006 (7. na K-95; 14. na K-125; 5. drużynowo)
- To nie był mój sezon. Trudno trzymać bardzo dobrą formę przez tyle lat z rzędu. Skakałem średnio, nie miałem formy na miarę medalu olimpijskiego. A jednak do medalu na skoczni normalnej zabrakło tylko półtora metra.
Vancouver 2010 (srebro na K-95; srebro na K-125; 6. druż.)
- Prezes PKOl Piotr Nurowski powiedział przed wyjazdem, że mogę sprawić niespodziankę i zdobyć medal. Bardzo mi to trafiło do serca, miałem prawie łzy w oczach. Simon Ammann, który zastosował nowe wiązania, skakał wtedy super. Austriacy zajęli się staraniami, jak go zdyskwalifikować, a nie walką o zwycięstwo. Natomiast ja wykonałem swoją robotę.