Mariusz Mucharski

i

Autor: instagram Mariusza Mucharskiego Mariusz Mucharski (w bramkarskim stroju) w barwach Persib Maung

To się działo na Jawie

Szok po tragedii w Indonezji. Polski bramkarz wspomina swą boiskową przygodę z tamtejszą ligą: „zobaczyłem ludzi z bronią”

2022-10-03 15:14

Futbolowy świat na kilkadziesiąt godzin wstrzymał oddech, śledząc doniesienia z Indonezji. Pierwszoligowe spotkanie w położonym na wyspie Jawa mieście Malang pomiędzy miejscową drużyną Arema FC oraz ekipą Persebaya FC, zakończone porażką gospodarzy 2:3, pociągnęło za sobą tragiczne zamieszki.

Ostatecznej liczby ofiar tych wydarzeń nie ustalono do tej pory. Początkowo mówiono o 130, potem – o 174; wkrótce pojawiło się jednak dementi, w myśl którego miało ich być 125. Z całą pewnością nie jest to jednak bilans ostateczny; wielu rannych i poszkodowanych trafiło bowiem do szpitali w stanie bardzo ciężkich. Zresztą na samym stadionie naliczono 34 zmarłych; pozostali to właśnie osoby, którym nie dano rady udzielić pomocy już w placówkach medycznych.

Zarzewiem tragicznych wydarzeń był wspomniany wynik meczu; po zakończeniu gry na murawę wtargnęli kibice gospodarzy, rozsierdzeni porażką swej drużyny. Interwencja sił porządkowych, wyposażonych w broń oraz używających gazu łzawiącego, wzbudziła panikę, która doprowadziła do wzajemnego tratowania się uciekających osób. Prezydent Indonezji Joko Widodo zawiesił rozgrywki, za zmarłych modlił się natomiast w Rzymie papież Fraciszek podczas niedzielnego nabożeństwa Anioł Pański.

Doniesienia z Malang, z odległości prawie 11 tysięcy kilometrów, za pomocą Internetu pilnie śledził Mariusz Mucharski. Były bramkarz między innymi kieleckiej Korony oraz Wisły Kraków (5 meczów w ekstraklasie) w 2003 roku był jednym z czterech Polaków, grających w indonezyjskim klubie Persib Maung. Jego siedziba znajdowała się w mieście Bandung, położonym – podobnie jak Malang, czyli miejsce tragedii – na wyspie Jawa.

- Odwiedzaliśmy w ramach rozgrywek wiele innych indonezyjskich wysp: Celebes, Sumatrę, Bali, nawet Nową Gwineę – wspomina. - Nasz stadion, należący do wojska, zawsze wypełniał się po brzegi; podobnie było w innych ośrodkach. Nigdy jednak, mimo przepełnionych trybun, nie czułem się zagrożony – mówi „Super Expressowi” Mariusz Mucharski.

Były bramkarz przeżył jednak w ciągu owych kilku miesięcy jedną niebezpieczną sytuację. - Nie pamiętam, niestety, gdzie to się zdarzyło. Pamiętam za to, że w trakcie spotkania nagle na boisku pojawiły się osoby wbiegające na nie z trybun. Poszło wówczas chyba o pretensje do arbitra. Za chwilę przy ławkach rezerwowych zobaczyłem ludzi z bronią! Nie wiem do dziś, czy była to policja, czy ochroniarze. Wiem natomiast, że sytuacja szybko została opanowana i nic nikomu się nie stało – opowiada nasz rozmówca.

Był to jednak tylko incydent. Pozostałe wspomnienia zarówno on, jak i małżonka, która pojawiała się czasem na trybunach, ma całkiem pozytywne. - Wszędzie spotykaliśmy ludzi zakochanych w piłce, pozdrawiających nas na ulicach. Kiedy prywatnie wróciłem do Indonezji po kilku latach, wciąż zdarzyło mi się zostać rozpoznanym na mieście i gorąco przywitanym. Do dziś zresztą w mediach społecznościowych z kilkoma kibicami z tego kraju utrzymuję kontakt – wspomina Mucharski. - To, co się wydarzyło teraz, zupełnie mnie zaszokowało. Zresztą dałem temu wyraz stosownym wpisem adresowanym do moich indonezyjskich znajomych...

ROZPACZ po ŚMIERCI KRÓLOWEJ! "KAROL jest za STARY!" l Futbologia Przemka Ofiary
Najnowsze