- Co zdecydowało o tej niespodziewanej porażce Agnieszki w I rundzie turnieju singlowego na igrzyskach?
Tomasz Wiktorowski: - Jest wiele czynników, które wpływają na wynik meczu. I tych, które zdecydowały o porażce Agnieszki, było na pewno kilka. Fakt jest taki, że Julia Goerges zagrała naprawdę dobrze, serwowała fantastycznie. Ale mimo tej świetnej gry Niemki były szanse i to duże szanse, żeby ten mecz wygrać. Bo przecież w tym decydującym secie było najpierw przełamanie, a potem break pointy w końcówce.
- Dlaczego tych szans Agnieszce nie udało się wykorzystać?
- W ważnych momentach decydowały ułamki sekund. Kilka razy zabrakło czujności, zwrotności i szybkości - tego wszystkiego, co Agnieszka dzień później w wygranym meczu deblowym ze Słowaczkami już pokazała.
- Może te trzy tygodnie przerwy po finale Wimbeldonu zrobiły swoje? Agnieszka w tym czasie tylko trenowała.
- Wszystkie zawodniczki w tym okresie trenowały. To był właśnie ten czas, żeby poćwiczyć i przygotować się do igrzysk i dalszej części sezonu. Faktycznie nie było w tym okresie meczów o stawkę, ale spotkań na punkty było całkiem sporo. Już tutaj Agnieszka rozegrała trzy sparingi i wszystkie wygrała. Są czynniki, o których w damskim tenisie się nie mówi. I tak należałoby zostawić temat przegranego meczu z Goerges. Oczywiście wielcy zawodnicy potrafią sobie z takimi problemami poradzić, ale udaje im się to lepiej lub gorzej. W dzień meczu z Goerges było akurat trochę gorzej. Szkoda, że taki dzień przydarzył się akurat w takim momencie.
- Ceremonia otwarcia, w czasie której Agnieszka niosła flagę, nie przeszkodziła jej jeszcze bardziej przygotować się do meczu?
- A jak panu się wydaje? Nie wiem, nie jestem w stanie tego ocenić i zmierzyć. My staraliśmy się zrobić to co do nas należało i jak najszybciej po ceremonii wrócić do wioski olimpijskiej, żeby odpocząć. I to wszystko się udało.
- W Polsce porażkę Agnieszki przyjęto jako katastrofę. Nadzieje były ogromne...
- Spójrzmy realnie na to wszystko. Oczywiście, że Agnieszka była kandydatką do medalu. Świadczyła o tym jej pozycja w rankingu, dokonania w tym roku, to jak sobie poradziła trzy tygodnie temu na Wimbledonie. Była na pewno jedną z faworytek do awansu do ćwierćfinału, w którym miała walczyć o wejście do strefy medalowej. My też mieliśmy wielkie nadzieje, ale zawsze zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to jest sport, do tego trudna dyscyplina sportu.
- Po porażce z Goerges Agnieszka powiedziała, że singiel dla niej był najważniejszy, dużo ważniejszy niż debel. Ale w spotkaniu ze Słowaczkami Hantuchovą i Cibulkovą (Isia i Ula wygrały w I rundzie 6:2, 6:1, red.) zagrała znakomicie.
- Agnieszka bardzo przeżyła tę porażkę z Goerges. Zaraz po meczu gdzieś to w niej wszystko siedziało. Natomiast następnego dnia rozmawialiśmy już tylko o deblu. Nie gramy o pieniądze, o punkty i o to wszystko o co się gra w ciągu całego sezonu. Gramy dla kraju z nadzieją, że uda się dołożyć ten krążek do puli medalowej naszej reprezentacji. Po to tu jesteśmy.
- W drugiej rundzie debla Agnieszka i Ula zagrają z najlepsza parą na świecie - Amerykankami Huber i Raymond. Mają szanse?
- To będzie zupełnie inny mecz niż ten ze Słowaczkami. To było deblowe spotkanie czeterech singlistek, a tam rywalkami będą wyspecjalizowane deblistki, które stosują w grze schematy, nad którymi pracują przez lata dzień i noc. Ale tutaj upatrujmey też swojej szansy. Amerykanki to dziewczyny, które grają świetnie, ale w pewien utarty sposób. Nasze dziewczyny są na pewno bardziej wszechstronne. Jedna, dwie uwagi taktyczne plus odpowiednie nastawienie mentalne do meczu mogą tutaj coś dać. W meczu ze Słowaczkami Agnieszka i Ula dobrze odnajdowały się w grze sytuacyjnej. Jeżeli dojdzie do gry deblowymi schematami, lepsze będą Amerykanki. Jeśli nasze dziewczyny zagrają odważny tenis z pomysłem, będą mogły nawiązać walkę.
- W mikście Agnieszka zagra z Marcinem Matkowskim. Dlaczego z nim a nie np. z Mariuszem Fyrstenbergiem?
- To jest decyzja zbudowana na podstawie analizy gry chłopaków w ostatnim czasie. Była konsultowana z Agnieszką, bo to ona będzie napędzać grę miksta. W grze mieszanej to kobieta decyduje o wyniku. Uznaliśmy, że Marcin lepiej pasuje do stylu gry Agnieszki.
Londyn, Michał Chojecki
TOMASZ WIKTOROWSKI, TRENER AGNIESZKI RADWAŃSKIEJ, O PORAŻCE Z GOERGES: W kobiecym tenisie zdarzają się takie dni
- Są czynniki wpływające na wynik i dyspozycję, o których w damskim tenisie się nie mówi. I tak należałoby zostawić temat przegranego meczu z Julią Goerges. Oczywiście wielkie zawodniczki potrafią sobie z takimi problemami poradzić, ale udaje im się to lepiej lub gorzej. W dzień meczu z Goerges było akurat trochę gorzej. Szkoda, że taki dzień przydarzył się akurat w tym momencie - mówi Tomasz Wiktorowski, trener Agnieszki Radwańskiej.