"Super Express": - To najtrudniejsze mistrzostwo w pana karierze?
Marek Cieślak: - Wszystkie finały były bardzo trudne, za każdym razem mocno się denerwowałem. Pamiętam zawody z 2009 roku, kiedy na sześć biegów przed końcem zajmowaliśmy ostatnie miejsce, a mimo to wygraliśmy. Ale tegoroczne złoto jest szczególne, bo mieliśmy w składzie aż dwóch juniorów.
- Powołanie do kadry jednego z nich, Macieja Janowskiego, mocno krytykowano. A okazało się, że to pan po raz kolejny miał nosa.
- Mówili to kibice i fachowcy, którzy lubią krytykować, ale nie za bardzo się znają na rzeczy. Janowski to zawodnik, który w juniorskim żużlu osiągnął niemal wszystko, jest naszą nadzieją na przyszłość. Ci, którzy myślą rozsądnie, z pewnością nie mieli wątpliwości co do słuszności powołania go do kadry.
- Zdobycie złota w tak młodym składzie to zapowiedź polskiej hegemonii w żużlu na lata?
- Kiedy Adam Małysz był wielki, w pojedynkę ciągnął polskie skoki narciarskie. Pewnego dnia skończył karierę i wszyscy płakali, że to koniec tego sportu w Polsce. Ale pojawili się nowi, którzy są w światowej czołówce. Tak samo jest w żużlu. Nie ma ludzi niezastąpionych. Kiedy powołałem Tomasza Golloba na półfinał, to była histeria, że po co biorę faceta, który jest w słabej formie. A jak się okazało, że jednak nie pojedzie, to wielka sensacja. Starzy odchodzą, młodzi przychodzą, to normalna kolej rzeczy. Ja jako trener pięć razy zdobyłem Puchar Świata, poprowadzę kadrę jeszcze najwyżej rok. Po mnie przyjdzie następny, który być może będzie miał tyle samo szczęścia.
- Jest pan dumny z nowego kapitana reprezentacji, Jarka Hampela?
- Jarek zdał egzamin na kapitana na 200 procent! Jestem pod wrażeniem tego, w jaki sposób wziął na siebie odpowiedzialność i w roli jokera, i w ostatnim, decydującym biegu. To koleżeński chłopak, świetnie współpracował z młodszymi zawodnikami.