Polska biegaczka przełamała 38-letnią klątwę braku złota w igrzyskach zimowych. Teraz ma trzy medale we wszystkich kolorach w Vancouver i brąz sprzed 4 lat z Turynu. Nie ma w polskich dyscyplinach zimowych bardziej utytułowanego sportowca.
Przeczytaj koniecznie: Vancouver: Justyna Kowalczyk zdobywa złoty medal!
- Nie czuję, żebym pisała historię polskiego, bo robię to od dłuższego czasu – mówiła Justyna po wielkim finale trzydziestki.
- Warunki do walki były dobre dla mnie, a gorsze dla Marit Bjoergen – przyznała nasza mistrzyni. - Starałam się trzymać za nią, ona chciała tego złota tak bardzo jak ja, dlatego walczyłyśmy do ostatnich metrów. Miałam ją ciągle w zasięgu wzroku, taka była taktyka.
Tym razem, mimo desperackiego ataku Norweżki już na stadionie, na ostatnich metrach, Kowalczyk genialnie rozegrała finisz, odpierając walczącą jak lwica Bjoergen. I nie było już najmniejszych wątpliwości, że to Polka pierwsza przekroczyła linię mety, zdobywając pierwsze zimowe złoto olimpijskie od czasu Wojciecha Fortuny.
Patrz też: Vancouver: Brązowy medal polskich panczenistek
- Wiedziałam, że jestem pierwsza na kresce – przyznała Polka, która w poniedziałek przyjedzie na krótko do Polski. - Nie wiem jakie będzie przyjęcie, ale na lotnisku na pewno pojawią się rodzice. Czy będzie parę innych osób? Pewnie tak, ale ja nie wcale chcę być gwiazdą i muszę przyznać, że ta popularność w kraju jest dla mnie trudna.