Sikorze w żółtym do twarzy

2009-01-13 7:00

Apetyt wzrasta w miarę jedzenia - mówi Tomasz Sikora (35 l.), lider biatlonowego Pucharu Świata, który wspaniale prezentuje się w żółtym trykocie. - Chciałbym tę koszulkę utrzymać jak najdłużej.

"Super Express": - Może nie będzie pan jej musiał oddać aż do końca sezonu?

- Aż tak długo utrzymać pozycję lidera będzie mi bardzo trudno. Choćby dlatego, że w innych ekipach odpowiedzialność za wyniki rozkłada się na kilku zawodników, a w naszej spoczywa tylko na mnie.

- Nie upił się pan z radości w sobotę, gdy został pan liderem i spełniło się wielkie marzenie?

- Przecież przede mną trzy tygodnie kolejnych pucharowych startów. Jestem zbyt doświadczonym zawodnikiem, żeby zachować się tak nieodpowiedzialnie.

- A przyzna się pan, że kiedykolwiek przedawkował alkohol?

- Przyznam się do jednego razu. No, może dwóch. Kiedy? Lepiej zmieńmy temat (śmiech). W każdym razie nigdy nie zdarzyło mi się to w czasie sezonu. Nie pozwoliłbym sobie na coś takiego. Trzeba znać właściwy czas. Zresztą teraz, choć cieszę się ogromnie, do nieba nie skaczę. Mimo że naprawdę nie spodziewałem się, że to będzie wyglądać aż tak dobrze.

- W niedzielę, już jako lider PŚ, przybiegł pan jednak dopiero 14 po 5 pudłach.

- I całe szczęście, bo gdyby tak podium powtarzało się raz za razem, to byłoby już zbyt dobrze. Wtedy miejsce w czołowej dziesiątce biegu już by nie cieszyło.

- Jedno wielkie marzenie się spełniło. Jakie jest kolejne?

- Porozmawiamy o tym w 2010 roku (igrzyska w Vancouver, red.). W każdym razie sądzę, że mój apetyt na starty nie zginie do końca kariery. Widzę po sobie, że im więcej się zdobędzie, pragnie się jeszcze więcej.

- Podobno wspominał pan o uprawianiu sportu aż do igrzysk w 2014 roku...

- To było żartem i tak to proszę traktować.

- Słyszy się różne wersje, która z biatlonowych konkurencji jest pana ulubioną?

- Od 4-5 lat powtarzam, że jest nią sprint, ale dziennikarze jakby nie chcą tego słuchać. Wmawiają mi, że to dystans 20 albo 15 kilometrów. Tymczasem od wielu lat jest tak, że jak mam biegać 20 km, to... No, lepiej nie mówić. A sprint lubię może dlatego, że jest najmniej strzelania. Poza tym mam tutaj najbardziej stabilne rezultaty.

- Dlaczego najwyższą formę uzyskał pan tak późno, w ostatnich latach, a nie przed końcem minionego stulecia?

- Udałoby się wcześniej, gdyby wtedy był taki trener, taki serwis i takie warunki przygotowań, jakie są teraz. Dziś nie musimy się w kadrze o nic martwić. Sami wybieramy miejsca treningów i decydujemy o zakupie sprzętu. Zazdroszczę tego moim młodszym kolegom. Bo jeszcze parę lat temu, jak czegoś potrzebowaliśmy, słyszeliśmy, że brak pieniędzy. Choćby na zakup czegoś tak prostego, jak aparaty do mierzenia zakwaszenia krwi.

- Ma pan o to żal?

- Zazdroszczę młodym, ale żalu nie czuję. Raczej cieszę się, że chociaż w ostatnich latach kariery mogę trenować w takich warunkach. I naprawdę nie sądziłem, że w wieku 35 lat można mieć tak wspaniały sezon. Raczej spodziewałbym się dobrej formy w pojedynczej imprezie. A tymczasem trwa to już półtora miesiąca. I niech trwa jak najdłużej.

Najnowsze