Janusz Pindera z „Rzeczpospolitej” oceniał, ze to była najbardziej dramatyczna walka rozgrywana w Polsce, w całej historii zawodowego boksu w naszym kraju. W pełni się z nim zgadzam. To był rzeczywiście dramat, na naszą polską skalę, porównywalny z pojedynkami Gołota – Bowe.
Jak Jackiewicz wytrzymał do ostatniego gongu po tej straszliwej bombie, która wybuchła na jego szczęce w 58 sekundzie szóstej rundy – nie wie on sam. „Pamiętam tylko, że gwiazdy latały mi przed oczami, jakbym był w kosmosie, a nie w Ełku. Dopiero po walce oprzytomniałem”.
Jak się dowiedziałem amerykański sędzia Larry Hazzard dał w tej szóstej rundzie zwycięstwo swemu rodakowi (rodem z Dominikany) aż 10-7. Anglik Dave Parris i Polak Mirosław Brozio punktowali to feralne szóste starcie zgodnie 10-8. O jednogłośnej wygranej Jackiewicza: 114-112 (Hazzard), 115-112 (Parris) i 116-112 (Brozio, a nie jak mylnie podał spiker 117-116), przesądziło to, że „w stanie kosmicznej nieważkości” zdołał jeszcze rozstrzygnąć na swą korzyść trzy rundy. Jakim cudem, skoro - jak przyznaje – miał „mroczki” w oczach, widział tylko połową lewego i prawego oka?
Przypomniałem Jackiewiczowi słynne słowa Jacka Dempseya, który też był kilka razy w podobnej sytuacji jak Jackiewicz po nokdaunie w szóstej rundzie i wtedy... „gdy rywal troił mi się w oczach, starałem się trafiać w tego po środku” - opowiadał legendarny czempion wagi ciężkiej. Rafał robił to samo i wygrał.
Jackiewicz pokazał wielkie serce do walki, hart ducha i odwagę. W takich sytuacjach poznaje się prawdziwy charakter sportowca. Jackiewicz pokazał, że ma serce do walki lwa i ... niewyparzony język. Gdy tylko trochę oprzytomniał, nacieszył się ze zwycięstwa, złapał mikrofon i wypalił:
Dziękuję wszystkim, którzy we mnie wierzyli. A tym którzy bezkarnie, anonimowo obrażali mnie w internecie, twierdzili, ze powinienem spać pod mostem, mówię: „Walcie się na ryj!!!”.
Wszystko to poszło na antenę Polsatu Sport. Rzadko padają w telewizji tak brutalne, dosadne słowa. Poprawność polityczna wymagałaby, żeby ostro skrytykować Jackiewicz za to jak wygarnął tym, którzy go opluwali.
Ja jednak tego nie zrobię, bo rozumiem emocje Rafała. Był obrażany i poniżany przez różnych oszołomów, z których żaden nie miał odwagi wystąpić pod własnym nazwiskiem, uchylić przyłbicy. Coś w nim pękło. Na pewno w przyszłości będzie ostrożniej dobierał słowa. I mam nadzieję, ze już w życiu na jego szczęce nie wybuchnie taka bomba jaką odpalił Rodriguez.
"Walcie się na ryj"
2009-11-29
16:39
Co to była za wojna! Na pewno jeszcze przez lata bokserscy kibice będą ją wspominać. Bo spotkanie Rafał Jackiewicz – Delvin Rodriguez to nie była walka. To była ringowa wojna.