Connors i Borg, Gerulaitis i Orantes – wielcy tamtych czasów - każdy mecz z Polakiem traktowali jak katorgę. Bo Fibak miał tenisowy „wredny charakter”. Każdy błąd rywala wykorzystał, każde zdenerwowanie zamienił na serię punktów, w sytuacjach pozornie beznadziejnych nie odpuszczał.
Kiedy Wojciech Fibak powiedział mi parę dni temu, że Agnieszka Radwańska może wygrać Wimbledon, potraktowałem to trochę jako „wishful thinking” czyli po naszemu „chciejstwo”. Ale prawdziwym fachowcom trzeba wierzyć.
W meczu ze Swietą Kuzniecową po korcie biegała żeńska wersja Fibaka. Ta sama zadziorność, ta sama walka do końca, ten sam „wredny charakter”. Choć przyznam, ze nie pamiętam by w ważnym meczu pan Wojciech wyciągnął z 1:4 na 7:5, tu Agnieszka jest jeszcze lepsza.
Co dalej? Straszna maszyna-dziewczyna o imieniu Serena wydaje się dla naszej wiotkiej krakowianki przeszkodą za wysoką, przecież na samą wagę mięśni jest od Isi dwa razy większa. Nadzieja w tym, że młodsza Williamsówna nie jest odporna na „wredność” przeciwniczki. Zirytowana popełnia coraz więcej błędów, wali i przegrywa. Pamiętam taki mecz w którym Henin niemal doprowadziła ją do płaczu.
Agnieszka aż tak wredna być nie musi. Wystarczy, że wygra...