"Super Express": - Spodziewał się pan takiego wyczynu Rafała Majki?
Zenon Jaskuła: - Rafał jest silny jak byk. Pokazał to na finiszu, kiedy zaatakował jak czołg. Gdyby ktoś był na jego drodze, toby go zmiażdżył. Jestem pod wrażeniem tego, z jaką łatwością pokonał końcówkę etapu. Te mrugnięcia do kamery świadczyły o pewności siebie i sile. Kiedy w sobotę zwyciężył po raz pierwszy, sprawiał wrażenie bardzo zmęczonego. A w środę? Luz, jakby wyjechał na przejażdżkę, a nie walczył w wysokich górach.
Zobacz też: Tour de France: Rafał Majka najlepszym góralem Wielkiej Pętli!
- A przecież Rafał na Wielką Pętlę został wezwany prosto z plaży, urlopu....
- To nie ma żadnego znaczenia, skąd został ściągnięty, żeby pomóc drużynie. Zawodowy kolarz ma zapisane w kontrakcie, że musi być do dyspozycji grupy o każdej porze dnia i nocy od lutego do listopada. Pamiętam, że kiedy ja jeździłem w Lampre, to trenowaliśmy po 250 kilometrów dziennie. Nawet kiedy nie było wiadomo, że nas będą potrzebować. Rafał jest mocny, to jedzie. Noga świetnie mu podaje w górach. Nawet jak nie ma już sił, to daje - jak to się mówi - z wątroby. Jest zawzięty. Lubię takich zawodników.
- W Tour de France wiodącą rolę miał odgrywać inny Polak - Michał Kwiatkowski. Tymczasem rozczarowuje.
- Spokojnie. Przed nami jeszcze jazda indywidualna na czas. Jak Michał poradzi sobie z Tonym Martinem, to będziemy mieli kolejne zwycięstwo w Tourze. Dla mnie teraz najważniejsze jest, by Michał i Rafał nie zachłysnęli się sławą. Niech jadą, wygrywają. Może dzięki temu coś się ruszy w polskim kolarstwie.
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail