Zygmunt Wasiela, prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów.

i

Autor: Eastnews Zygmunt Wasiela, prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów.

Zygmunt Wasiela pisze list otwarty do Szymona Kołeckiego: To pan chce zostać prezesem! AWANTURA W POLSKICH CIĘŻARACH

2012-08-17 11:56

Nasila się konflikt w polskich ciężarach. Zygmunt Wasiela, prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów, zarzuca Szymonowi Kołeckiemu szkodzenie związkowi i twierdzi, że to srebny medalista z Sydney i Pekinu czyha na jego posadę.

Wasiela sugeruje także, że Kołecki przeciąga na swoją stronę Adriana Zielińskiego, który w Londynie wywalczył złoto w kategorii 85 kilogramów.

Wybory nowego prezesa PZPC zaplanowano na 13 stycznia 2013 roku.

Oto treść listu otwartego Zygmunta Wasieli do Szymona Kołeckiego:

Panie Szymonie!


Piszę do pana list otwarty (którego treść została przesłana do moich zwierzchników z Ministerstwa Sportu i Turystki, do Klubu Polska -Londyn 2012, Polskiego Komitetu Olimpijskiego oraz do PAP i wiodących redakcji polskich mediów) nie jako osoba prywatna, ale jako osoba publiczna -  jako demokratycznie wybrany prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów działający za wiedzą i aprobatą zarządu tej organizacji. Piszę powodowany nie tylko potrzeba serca i rozumu, ale w imię elementarnych zasad poszanowania prawdy i faktów, odpowiedzialności za dalsze losy polskiej sztangi i w poczuciu szeroko rozumianej przyzwoitości.

Jutro miną dwa tygodnie odkąd na pomoście Igrzysk XXX Olimpiady w Londynie cieszyliśmy się z kolejnego wielkiego, historycznego sukcesu polskiej sztangi - bo Adrian Zieliński zdobył dla naszego kraju po 40 latach (odkąd w Monachium 1972 triumfował Zygmunt Smalcerz) złoty medal w wadze do 85 kilogramów, a trzy dni później Bartłomiej Bonk w kategorii do 105 kilogramów dodał brąz do tej ciężarowej skarbnicy.  I jako jeden z nielicznych polskich związków sportowych od igrzysk w roku 1956 w Melbourne zawsze wracamy z medalami, zawsze z tarczą. Sukcesy w Londynie nie wzięły się z powietrza. Są one wynikiem realizacji 4-letniego programu przygotowań przyjętego na początku 2009 roku podczas Zjazdu Sprawozdawczo-Wyborczego PZPC. Programu realizowanego konsekwentnie przez PZPC, przez trenerów kadry narodowej; za radą, pomocą, wiedzą i aprobatą Ministerstwa Sportu i Turystyki oraz ministerialnych wyspecjalizowanych agend, ze wsparciem ze strony PKOl, w kontakcie z powstałym później elitarnym Klubem Polska-Londyn 2012.

Kierując się zasadami logiki i rozsądku powinniśmy się teraz cieszyć, radować z londyńskich osiągnięć polskich sztangistów, stawiać ich jako przykład dla innych sportowców, budować popularność naszej dyscypliny, być bardzo pozytywnie postrzeganymi wśród kibiców i w ogólnopolskich mediach. Niestety, to za pana sprawą - i  jako pokłosie kłamliwego klimatu zawiści jaki wytwarza pan wobec opinii publicznej na antenach telewizyjnych i w prasie odnośnie PZPC oraz za sprawą pana swoistych przekabaconych porte parole, czyli Adriana Zielińskiego i jego trenera Jerzego Śliwińskiego - polska sztanga i jej związek (a także moja osoba) znalazły się pod pręgierzem. To istotnie wielka sztuka tak udanie wystawić polskie ciężary na żer mediów polujących na sensacje. To przykład istnej Schadenfreude, to dowód na to iż pana osobiste ambicje odnośnie kierowania PZPC biorą górę nad dobrem sztangi i jej środowiska. Ale o tym w dalszej części mojego listu...



Panie Szymonie!

Nikt nie odbierze panu, jako zawodnikowi, zasług dla polskich ciężarów -  nikt nie chce wymazać z dobrej pamięci pańskich srebrnych medali w wadze do 94 kilogramów z igrzysk olimpijskich w Sydney 2000 i Pekinu 2008, rekordów i tytułów mistrza świata i Europy od juniorskiego wieku poczynając. Pragnę jednak wszystkim przypomnieć, iż pana sportowa kariera i droga ku sukcesom przeplatana była surowymi konsekwencjami wynikającymi z pozytywnych wyników kontroli antydopingowej przeprowadzonej przez IWF/WADA (oficjalnie skutkowało to dwukrotną dyskwalifikacją i  pana nieobecnością na arenie międzynarodowej). Były też kolejne podejrzenia o doping (acz bez kary nałożonej przez PZPC czemu byłem przeciwny, co być może jest przyczyna pana nienawistnego stosunku do mojej osoby...) i stąd pana nieobecność na Mistrzostwach Świata w Warszawie 2002 i na igrzyskach olimpijskich w Atenach 2004.  Na nie ukaranie pana  - co oznaczałoby dożywotnią dyskwalifikacje! -  nie wyraziła zgody zawiadująca wówczas wyczynem Polska Konfederacja Sportu. Ale wraz z powołaniem Ministerstwa Sportu i Turystyki przestała istnieć, a minister - pan Tomasz Lipiec (były chodziarz, karany za „koks", został zdymisjonowany w niesławie...) uczynił pana jednym z ludzi swego zaufania i sprawie złożonej w przysłowiowym koszu nie nadano już dalszego biegu... Może ona jednak wrócić rykoszetem (a są już podjęte działania), postępowanie może być wznowione, a w razie ukarania oznaczałoby to dla pana dożywotnią dyskwalifikację i odebranie prawa do olimpijskiej emerytury.



Panie Szymonie!

Na początku roku 2009 w Warszawie odbył się Zjazd Sprawozdawczo-Wyborczy PZPC na którym wolą większości delegatów w głosowaniu tajnym zostałem wybrany prezesem. Moim przegranym rywalem w staraniach o prezesurę był pan Marek Szafraniec - kandydat forsowany przez pana (był pan delegatem z ramienia Dolnośląskiego OZPC) i grupę wokół pana skupioną. Gorycz jego porażki zapewne zrekompensował panu wybór na członka Zarządu PZPC w czym widziałem pozytywny prognostyk na jedność środowiska i, o moja naiwności, rozwój związku. Tym bardziej, iż reklamował się pan jako mistrz marketingu, człowiek który do drzwi PZPC przyprowadzi liczne firmy sponsorskie, że będzie rozwój, obecność sztangi w mediach i pieniądze. Że, w myśl sugestii osób związanych z panem, zostanie pan tzw. „twarzą związku". Niestety, pana obecność na posiedzeniach Zarządu była ledwie śladowa, a jedynym jej efektem była umowa PZPC z poleconą przez pana firma marketingowo- PI-arowską Main Events. Umowa szybko okazała się niekorzystną (nie tylko finansowo) dla PZPC i została wypowiedziana, a jej jedynym wymiernym skutkiem była chyba tylko promocja osoby... Szymona Kołeckiego i obsadzanie go w mediach w roli znającego się na wszystkim (od... walki z dopingiem po zasady polskiej ortografii..) oraz wszędzie bywającego celebryty. No i wreszcie u progu lata 2011 roku zawiadomił pan w krótkim piśmie Zarząd PZPC, iż rezygnuje pan z jego członkostwa...

Odrębna sprawa to pana popekiński przebieg kariery sportowej - a od tamtych igrzysk, czyli od 4 lat ani razu nie pojawił się pan na pomoście jakichkolwiek zawodów. Przez dłuższy czas był pan wtedy zawodnikiem pobierającym stypendium sportowe, był pan członkiem Klubu Polska-Londyn 2012 i miał zgodę (wydaną 28.lipca 2009 roku) Centralnego Ośrodka Medycyny Sportowej na uczestnictwo w zawodach.  Z idących w dziesiątki tysięcy złotych budżetowych-podatniczych środków MSiT - redystrybuowanych przez PZPC opłacane były także pana zabiegi operacyjne kontuzjowanych kolan, rehabilitacja i odnowa. Po zakończeniu rehabilitacji wielokrotnie podawał pan daty powrotu do treningu i wznowienia kariery. Żaden z tych terminów nie został dotrzymany, co skutkowało usunięciem pana (z początkiem roku 2011) przez ministerstwo z członkostwa w Klubie Polska-Londyn 2012, z kadry narodowej PZPC i wstrzymaniem świadczeń finansowych.

Szybko jednak odnalazł pan się w innej roli. W roli zajadłego krytyka fachowości trenera kadry - doktora Mirosława Chorosia, w roli krytyka uznanego w kraju i zagranicą traumatologa - doktora Marka Krochmalskiego, w roli krytyki mojej osoby i wszystkiego co postanowi Zarząd PZPC. Przy każdej sposobności wypacza pan realia polskiej sztangi, ośmiesza na każdym medialnym forum to, co czyni trener kadry, podważa tok  przebiegu przygotowań do olimpijskiego Londynu.

Takie działania niszczą Polski Związek Podnoszenia Ciężarów, jego współpracę z Ministerstwem Sportu i Turystyki (a także postrzeganie samego resortu sportu), niszczą całe środowisko naszej sztangi, deprawują najmłodsze pokolenia widzace kubły pomyj wylewane przez pana w mediach na demokratycznie wybrane władze PZPC, na moją osobę.

Jednocześnie objawił się pan w innej roli - brata-łaty bywającego na obozach kadry i w Londynie podczas niedawnych igrzysk, fachowca, doradcy i obertrenera naszych najlepszych (Adrian i Tomasz Zieliński, Arsen Kasabijew...), chociaż formalnie nie spełnia pan niestety żadnego z kryteriów osoby uznawanej za szkoleniowca.

W ciągu kilku dni i kilku medialnych seansów w TVP, TVN i na innych antenach stał się pan walczącym (głównie z moją osobą) adwokatem Adriana Zielińskiego i trenera Jerzego Śliwińskiego. Ludzi „cierpiących", mimo londyńskiego złota (do czego doprowadziło uczestnictwo w 4-letnim ministerialnym i związkowym programie przygotowań; z setkami tysięcy budżetowych złotych dzięki którym ten program został zrealizowany) i rozżalonych brakiem zgody MSiT i PZPC na ich nie zapowiedziany i nie ujęty w żadnym planie dwukrotny treningowy pobyt - w maju i czerwcu tego roku w Gruzji/Południowej Osetii, co ponoć kosztowało owe 45 tysięcy złotych. To, czytałem i słuchałem, były wielkie „kłody rzucane przez szkodnika Wasielę i PZPC" panom Zielińskiemu i Śliwińskiemu na ich drodze po londyńskie złoto! A przecież pan Zieliński jest sygnatariuszem trójstronnej umowy z MSiT i PZPC odnośnie członkostwa w Klubie Polska-Londyn 2012 oraz uczestnictwa w systemie antydopingowym ADAMS. A spisanych umów wypada dotrzymywać.



Panie Szymonie!

Pragnę pana poinformować, iż ani ja, ani Zarząd PZPC, ministerstwo, Klub Polska-Londyn 2012 i PKOl do dnia dzisiejszego NIE MAJĄ ŻADNYCH DOKUMENTÓW ŚWIADCZĄCYCH O TYM,  IŻ PAN ZIELIŃSKI i PAN ŚLIWIŃSKI W DEKLAROWANYCH TERMINACH PRZEBYWALI  NA TERYTORIUM GRUZJI/POŁUDNIOWEJ OSETII, co stanowiłoby podstawę zwrotu poniesionych przez nich kosztów przygotowań.

Sprawę wyjaśnia Komisja Dyscyplinarna, Antydopingowa i Zmian Klubowych PZPC i oczekuje od obu zainteresowanych dostarczenia ich dokumentów podróży-biletów, faktur imiennych za pobyt w hotelu/ośrodku, faktur za wyżywienie i tak dalej. To chyba jest logiczne, zrozumiałe i naturalne.

Przykro mi jednak informować, iż listy polecone do pana Adriana Zielińskiego wysłane przez PZPC na podany przez niego adres pobytowy wprowadzony do systemu ADAMS (Gruzja/Południowa Ostia, miasto Kwajsa, ulica Lenina ...) wracały do Warszawy z adnotacją „Adresat nieznany".  I nie chce już słyszeć wyjaśnień nadchodzących z Mroczy, z Tarpana - klubu panów Zielińskiego i Śliwińskiego, iż owe dokumenty dziwnym trafem „gdzieś się im zawieruszyły".

No i jeszcze jeden szczegół. Według mojej wiedzy, pan Adrian Zieliński w roku 2012 NIE PRZEKROCZYŁ OBSZARU STREFY SCHENGEN poza którą jednakowoż leży Gruzja... WIĘC GDZIE PAN ZIELIŃSKI BYŁ WTEDY, GDY MIAŁ BYĆ W MIEJSCOWOŚCI KWAJSA U STÓP KAUKAZU? Być może wie to właśnie pan i podzieli się ze mną, z Zarządem PZPC i mediami tą akurat jakże ważną informacją?



Panie Szymonie!

Apeluje do pana o zaprzestanie szkalowania władz PZPC i mojej osoby. O zaprzestanie publicznego wygłaszania nieprawdziwych i szkodliwych dla całej polskiej sztangi „newsów" i „komentarzy" stanowiących dla wielu mediów (wyrażam tu wielkie zaniepokojenie postawą kilku popularnych prezenterów - być może wynikającą z ich pełnej nieświadomości odnośnie materii sprawy) rodzaj taniej, sensacyjnej pożywki.

Zamiast smakować teraz olimpijskie sukcesy polskich ciężarowców mamy to, co mamy. I to jest najbardziej oburzające, niesprawiedliwe i przykre.

Zygmunt Wasiela

Prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze