- Spokojnie, to tylko lekkie kasetony, nikomu nie może się stać się krzywda – śmieje się prezes Aluronu Kryspin Baran w rozmowie z „Super Expressem”, choć doskonale zdaje sobie sprawę, że dziura w suficie w trakcie ćwierćfinału PlusLigi nie poprawia wizerunku jego klubu. – 20 lat temu ktoś fatalnie zaprojektował halę i gdy piłka uderzy w sufit, z góry czasem lecą różne części – przyznaje.
Hala mieści ledwie 1500 osób, które ściskają się jak w puszce sardynek. Kibice robią niesamowity hałas i siedzą tuż za boiskiem. Na stołach dla dziennikarzy znalazły się ostatnio zatyczki do uszu.
– Oczywiście, że wolelibyśmy mieć obszerny obiekt, idealnie na 2,5 tysiąca widzów. Od lat wydeptuję ścieżki w tej sprawie, ale efekt jest mały. Wciąż lepiej wygląda populistyczne zaciskanie pasa niż wybudowanie areny potrzebnej przecież nie tylko siatkarzom. Jesteśmy największym miastem między Katowicami, Częstochową i Kielcami, a nie ma gdzie organizować dużych imprez. Do dnia meczowego regularnie dokładamy, a wkład miasta jest zbyt mały – żali się prezes Aluronu i nie wyklucza, że w skrajnym przypadku będzie musiał przenieść klub gdzie indziej. – Bo on jest wartością nadrzędną, ma istnieć i rozwijać się, a to w tej chwili jest utrudnione – podkreśla.
Za to sportowo jest więcej niż dobrze. W zespole z Zawiercia próżno szukać wielkich gwiazd i to może być klucz do sukcesu. W końcu w Resovii, która ma gigantyczny budżet, zatrudniono same tuzy, a drużyna nie weszła nawet do play-off. – Nie wybieramy siatkarzy według popularności i liczby obserwujących na Instagramie – mówi Baran. – Stawiamy na umiejętności i pasujący do grupy charakter. I to się sprawdza, chociaż gdyby mi ktoś przed sezonem powiedział, że będziemy w czwórce, pomyślałbym: „Wariat”.