"Super Express": - Po trzecim miejscu w Lidze Światowej reprezentacja Polski ma dwa tygodnie przerwy. Da pan radę całkiem nie myśleć o siatkówce?
Andrea Anastasi: - Chyba nie. Postaram się wyłączyć, a jeśli się da, nie będę używał telefonu, zapomnę o Internecie, książkach i filmach z meczami. Przez ten czas chcę być tylko z rodziną. Choć mam taki nawyk, że zapisuję sobie różne bieżące pomysły na małych karteczkach, więc jeśli mi coś ważnego przyjdzie do głowy, to pewnie wezmę długopis i na chwilkę wrócę do siatkówki.
- Odnieśliście historyczny sukces, bo nigdy wcześniej Polska nie stała na podium Ligi Światowej. Jak ważne to wydarzenie dla naszej siatkówki i dla pana?
- To nie jest tak, że weszliśmy na pewien poziom i spokojnie sobie na nim będziemy siedzieć. Trzecie miejsce w Gdańsku to tak naprawdę początek drogi, pierwsza wielka próba tej drużyny. Dopiero teraz stoją przed nami zasadnicze cele, mistrzostwa Europy i awans do igrzysk. Ciągle staram się uświadamiać wszystkim, że Polska nie gra na poziomie Brazylii i Rosji, jest blisko, ale jeszcze nie na topie. My się wciąż uczymy tej wielkiej siatkówki. Powiem tak: jesteśmy interesującym zespołem, który nie zamknął żadnego etapu sukcesem w Gdańsku, on dopiero go otwiera.
Przeczytaj koniecznie: Liga Światowa. Premie dla polskich siatkarzy. Kurek zarobił 140 tysięcy
- Sporo pan widzi elementów do poprawienia?
- Wykonaliśmy już kawał dobrej roboty, ale teraz czeka nas dalsze szlifowanie tego, co najważniejsze. Nie jesteśmy drużyną kompletną i perfekcyjną, zresztą takich nie ma. Trzeba dalej pracować nad techniką, taktyką, udoskonaleniem serwisu i przyjęcia zagrywki. Chcę, byśmy się stali mądrze grającym teamem, złożonym z siatkarzy, którzy wiedzą, kiedy użyć 100 procent siły, a kiedy 100 procent sprytu. Chcę mieć zawodników myślących na boisku, a nie uderzających piłki jak popadnie, byle mocniej. Można oczywiście podziwiać siłę fizyczną Rosjan, ale finezja Brazylii to też coś, do czego pragniemy dążyć.
- Pański zespół gra czasem bardzo nierówno, potrafi zawalić mecz w niewytłumaczalny sposób. Może kadrowiczom przydałby się psycholog?
- Jestem wielkim fanem psychologii sportowej, mam przyjaciela - specjalistę w tej dziedzinie, z którym rozmawiam bardzo często o prowadzeniu zespołu. Czytam sporo książek poświęconych strategii w sporcie i w życiu, zresztą zdarza mi się prowadzić wykłady na temat pracy zespołowej, osiągania sukcesu i trenerskiego fachu. Uważam, że strategia to jeden z kluczy w mojej pracy i dlatego chcę sam docierać do graczy ze swoim przesłaniem. Tak zrobiłem w ostatnich 3 dniach turnieju w Gdańsku, byłem bardzo blisko z zawodnikami i myślę, że to zdawało egzamin. Chłopcy są pod wielką presją opinii publicznej i muszą sobie z nią dawać radę przy mojej pomocy. Wokół pada wiele słów, wszyscy oceniają, ustawiają mi skład, a siatkarze odczuwają ciśnienie z tym związane. Oni muszą odczuć przede wszystkim moje wsparcie. Nie wierzę w indywidualne sesje terapeutyczne, najlepszym psychologiem dla nich muszę być ja.
- Liderem pańskiej drużyny jest zaledwie 23-letni Bartosz Kurek. Wytrzyma stres z tym związany?
- Oczywiście odczuwa presję jak wszyscy, ale ma wspaniałą mentalność, wciąż robi postępy, jest inteligentny i sprytny na parkiecie. Uczy się szybko, reaguje na moje wskazówki, bierze sobie do serca, że nie zawsze liczba zdobytych przez niego punktów jest najważniejsza dla zespołu. Nie ma graczy idealnych i przed Bartkiem sporo pracy. Poprawia się jednak z miesiąca na miesiąc i jestem pewien, że wkrótce będzie jeszcze lepszy niż dziś.
- Urlop spędzi pan na Sycylii...
- Zamienię się w zwykłego turystę, będę leżał na plaży i zwiedzał zabytki. Przerwa bardzo mi się przyda. Ale zupełnie oderwać od pracy się nie uda, reprezentacja Polski na pewno będzie mi chodzić po głowie.
Andrea Anastasi
Urodził się w 1960 roku. Odnosił sukcesy z siatkarskimi reprezentacjami narodowymi zarówno w roli zawodnika (mistrzostwo świata i Europy z Włochami), jak i trenera (dwa mistrzostwa Europy z Włochami, jedno z Hiszpanią). Od lutego pełni funkcję szkoleniowca biało-czerwonych.