Popularny „Zwierzu” rozgrywa w tym roku sezon życia, tym bardziej że wraca na parkiet po poważnych problemach zdrowotnych (zapalenie mięśnia sercowego mogło skończyć jego karierę) i wcale nie był pewny jak zareaguje organizm na wymuszoną wielomiesięczną przerwę. Zareagował tak, że bombardier Zaksy prezentuje wybitny poziom w lidze pucharach europejskich. Jest opoką ataku, pomaga kapitalnymi akcjami w obronie, trzyma nerwy na wodzy i umie się przeciwstawić prowokacjom rywali, jak w środowym meczu z Zenitem, gdy Earvin N'Gapeth chciał go „podminować”. To się przekłada na cały zespół z Kędzierzyna, który po prostu robi swoje i nie pęka w najtrudniejszych momentach.
– Trzeba trochę czasu, żeby dotarło do nas, że jedziemy do Werony na finał – komentował Kaczmarek, autor 21 pkt, na antenie Polsatu Sport. – Niesamowite wydarzenie, coś pięknego pojechać na majówkę do Werony. Jeszcze nigdy w życiu nie byłem tam na majówce. Przed sezonem brałbym to w ciemno. Zrobiliśmy coś wielkiego, od początku nasza drużyna wierzyła w sukces. Już mecz z Lube pokazał, że dobrze wychodzimy z opresji. Tutaj dzisiaj też były wielkie emocje: czwarty set, mamy meczbole i nie kończymy, tie-break mamy meczbole i nie kończymy, ale przychodzi złoty set i wreszcie kończymy! Wiele zdrowia nas to kosztowało. Zenit nam pokazał miejsce w szeregu w pierwszym secie, bo my sądziliśmy, że jak zagramy swoją siatkówkę, to już pójdzie. Nasza reakcja była bardzo fajna. Potem była pełna kontrola w dwóch setach. Później, jak na Zaksę przystało, dostarczyliśmy kibicom nerwów... Mimo że doświadczenie przemawiało za przeciwnikiem, ale my naszą cierpliwością, wiarą i zespołowością pokonaliśmy wielkiego konkurenta – podsumował Łukasz Kaczmarek.