Zofia Zborowska-Wrona zdecydowała się na wyjątkowo mocne wyznanie na swoich mediach społecznościowych. Aktorka i żona siatkarza - Andrzeja Wrony, postanowiła przyznać, czemu wybrała inne miejsce swojego drugiego porodu. Okazuje się, że pierwsza córeczka pary - Nadzieja, przychodziła na świat w wyjątkowo ciężkich okolicznościach. To wyznanie może porazić.
Żona Andrzeja Wrony przeszła przez duży koszmar. Mówi o traumie, poszło o narodziny pierwszej córki
Obecnie Zofia Zborowska-Wrona opiekuje się swoją najmłodszą córeczką, jednak znajduje czas, aby udzielać się na mediach społecznościowych. Jedna z fanek zapytała ją, czemu aktorka zdecydowała się na to, aby rodzić drugie dziecko w miejscu innym, niż poprzednio. Okazuje się, że małżonka byłego reprezentanta Polski w siatkówkę miała ku temu bardzo dobry powód.
- Nie chciałam wracać do tamtego szpitala ze względu na traumę, jakiej doznałam w związku z tym, że Nadzia urodziła się chora. Nie mam siły o tym pisać, ale tamten tydzień w szpitalu był dla nas bardzo trudny. Do tego byłam nacięta i źle zszyta, a mój połóg to był koszmar - opowiadała małżonka siatkarza.
Na całe szczęście, placówka w której na świat przyszła Jaśmina była bardziej przyjaznym miejscem.
- Poza tym ten szpital wygląda jak hotel. Wchodzisz i już czujesz się jak w amerykańskim filmie. Wszyscy są mili, masz opiekę poporodową na najwyższym poziomie. Ja serio jestem bardzo trudną pacjentką i zdaję sobie z tego sprawę. Boję się wielu rzeczy w szpitalu, czasem panikuję albo zalewam się łzami. Potrafię odmówić badania, jeśli nie znam lekarza. Nikt tam źle mnie nie potraktował, nie spojrzał z góry, nie ocenił. I za to jestem ogromnie wdzięczna. Bo wywinąć oczami można było na mnie wiele razy. Na przykład w tej kwestii nie mogę powiedzieć tego samego o szpitalu, w którym rodziłam 3 lata temu. Była tam jedna pani neonatolożka, która mimo bycia genialną specjalistką, absolutnie nie nadawała się do pracy z matkami zalanymi łzami i przerażonymi faktem, że ich dzieciątka są w inkubatorach - mówi aktorka.