"Super Express": - Sześć zwycięstw i jedna porażka, prowadzenie w lidze. Nie powiesz, że nie jesteś zaskoczony.
Daniel Pliński: - Pewnie. Tylko że powinniśmy mieć na koncie nawet komplet wygranych, bo z Zaksą u siebie trzeba było wygrać. Ja powtarzam, że jesteśmy takim Piastem Gliwice polskiej siatkówki. Jest fajnie, ale nie popadajmy w euforię. Jeszcze nic takiego nie osiągnęliśmy, zostało 19 spotkań. Róbmy swoje i tyle.
- Tajemnica waszych sukcesów?
- Świetna atmosfera, młodzi gracze, którzy chcą coś osiągnąć. Nikomu nie odbija palma, nie ma gwiazdorzenia, do tego doskonały trener. W takim klubie jeszcze nie byłem. Chyba znalazłem swoje miejsce na Ziemi. To zaszczyt być kapitanem takiej ekipy.
Zobacz: Siatkówka: Zamęczą Bartosza Kurka?!
- Po latach znowu spotkałeś się z Raulem Lozano, z którym pracowałeś w kadrze. Są jakieś różnice?
- Nie ma. Nadal muszę zasuwać (śmiech).
- Dużo?
- Z 5 godzin dziennie się uzbiera, Zaczynam o godz. 8.30 siłownią, o 10 ruszam na salę, gdzie między innymi dostaję dawkę 50-60 skoków. Od 16 mamy 2,5-godzinny trening. W Radomiu na pewno pracuję więcej niż w poprzednich klubach.
- 37-letni Daniel Pliński ma wciąż siły na taką harówkę?
- Sam się sobie dziwię, ale tak. Czuję się fizycznie lepiej niż w ubiegłym sezonie. Naprawdę nie ustępuję specjalnie naszym dwudziestolatkom. Chyba po prostu młodnieję z roku na rok... A tak poważnie to coraz bardziej realny wydaje mi się mój plan gry w siatkówkę do czterdziestki. Powtarzam: gry, a nie podpierania ścian. Zaręczam, że sam zauważę, kiedy trzeba będzie spasować, bo chcę odchodzić ze sportu z klasą.
Sprawdź: Liga Mistrzów siatkarzy: Dwa mecze odwołane. Rosyjskie kluby odmówiły gry w Turcji
- Lozano nadal jest taki twardy i nieustępliwy jak za czasów pracy z reprezentacją?
- Przyznam, że czułem dreszczyk emocji, gdy przychodził. Nie zmienił się bardzo. Ma trzy zasady: praca, praca i praca. Jak zwykle każda piłka jest dla niego ważna. No, może teraz jest trochę bardziej rozluźniony niż za czasów kadrowych. Czasem rzuci nawet jakiś dowcip.