Dawid znowu zbił Goliata

2009-02-14 15:00

- Oczy im wyszły z orbit, ich trener był wściekły, a jego gwiazdy bezradne - mówi zadowolony trener siatkarzy Domeksu Tytan AZS Częstochowa Radosław Panas (39 l.). Jego zespół sprawił mega sensację, wygrywając na wyjeździe 3:2 pierwszy mecz 1/8 finału Ligi Mistrzów z drugą drużyną Europy - Coprą Piacenza.

Włosi przeżyli szok. Ich ekipa, która w ubiegłym sezonie była w Lidze Mistrzów gorsza tylko od Dynama Kazań, miała we własnej hali łatwo rozprawić się z mało znanym młodym zespołem z Polski. Nic z tego. Tak jak w poprzednim sezonie, gdy w Pucharze CEV odprawili wielką Iskrę Odincowo, siatkarze spod Jasnej Góry stali się sprawcami małego siatkarskiego cudu. I Dawid znowu okazał się lepszy od Goliata.

- Nie mówmy o cudach, powiedzmy o spokojnym budowaniu zespołu - uspokaja trener Panas. - Te klocki układają się nam całkiem nieźle - cieszy się szkoleniowiec, który przed sezonem stracił prawie całą podstawową szóstkę i musiał postawić na młodzież. W jego zespole najważniejsze role odgrywają teraz 22-latki Piotr Nowakowski i Zbigniew Bartman, 19-letni Fabian Drzyzga czy mający 20 lat Łukasz Wiśniewski.

- I tworzymy świetny kolektyw - podkreśla Wiśniewski, laureat stypendium im. Arkadiusza Gołasia, które w 2007 r. współfinansował "Super Express". - Nie mieliśmy w Piacenzie nic do stracenia. Włosi chyba trochę nas zlekceważyli, może byli za pewni siebie - analizuje.

Finał wizyty akademików w Piacenzie wcale nie musiał być tak radosny. Przy stanie 13:9 dla AZS w tie-breaku zaczął się prawdziwy horror - polski zespół stracił 5 punktów z rzędu i to Włosi mieli piłkę meczową!

- Tak samo było w pierwszych setach, kiedy oni uzyskali wyraźną przewagę, ale potem i tak ich doszliśmy. Włosi sądzili, że młodziaki z Polski nie mają szans - mówi Panas.

Jego zespół zdołał wygrać decydującą partię 16:14. - Przycisnęliśmy w końcówce tie-breaka, żeby bardziej bolało - śmieje się trener cudotwórca spod Jasnej Góry.

Częstochowianie jeszcze nie awansowali do ćwierćfinału LM, ale są bardzo blisko, bo rewanż grają w przyszłym tygodniu u siebie. - Szkoda, że nie było 3:0 dla nas, a przecież mogło tak się skończyć - przyznaje Wiśniewski. - Dlatego Włosi wciąż jeszcze mają szanse na sukces w rewanżu. Ale raczej się zdziwią, bo chcemy im pokazać, że wcale nie są lepsi - zapowiada młody środkowy częstochowian.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze