Wilfredo Leon i Michał Kubiak

i

Autor: Jacek Kozioł/Super Express Wilfredo Leon i Michał Kubiak na zgrupowaniu kadry w Zakopanem

Kapitan kadry siatkarzy Michał Kubiak: Wilfredo Leon jest jednym z nas [WYWIAD]

2019-07-26 4:30

Przygotowania reprezentacji siatkarzy do kwalifikacji olimpijskich (9–11 sierpnia w Gdańsku) wkraczają w decydującą fazę. W sobotę i niedzielę mistrzowie świata rozegrają w Opolu sparingi z Holandią, a gwoździem programu będzie debiut Wilfredo Leona, naturalizowanego Kubańczyka, który od tego tygodnia może oficjalnie występować w ekipie Biało-Czerwonych. – On chce wygrywać, tak jak my wszyscy – mówi „Super Expressowi” kapitan kadry Michał Kubiak.

„Super Express”: – To chyba dość dziwny sezon, w którym macie mnóstwo przygotowań i grania, ale liczy się tak naprawdę jeden weekend w sierpniu z kwalifikacjami olimpijskimi?

Michał Kubiak: – To faktycznie będą najważniejsze trzy dni, ale nie podchodzę do tego tak, że gdyby się nie udało, to popełnimy harakiri. To będzie pierwsza okazja zakwalifikowania się na igrzyska, którą musimy wykorzystać, ale w razie czego jest dodatkowy turniej w styczniu. Każdy z nas wolałby to oczywiście zrobić w pierwszym podejściu. Wszyscy wiemy, że w tegorocznym kalendarzu jest wiele imprez, ale mówimy o nich z czystej kurtuazji, najważniejsze są kwalifikacje.

– W kadrze większość jest w tym sezonie po staremu, jeśli chodzi o personalia kluczowych graczy, ale wchodzi też nowe pokolenie.

– Jest trochę nowych twarzy. Niektórych chłopaków nawet nie znałem, grając piąty rok za granicą. Poznaję ich teraz i to jest naturalna kolej rzeczy, że zmiany dotykają reprezentacji.

– Zwłaszcza z takim trenerem jak Vital Heynen.

– Ma swoje pomysły, którymi się z nami dzieli, ale nie jest też tak, że mówi nam wszystko. Ma plany na kolejne imprezy, wiadomo było, że będzie rotował mocno składem. Przy tym wszystkim chce też wygrywać. Musiał umiejętnie posklejać wiele kawałków układanki, ale w tym jest bardzo dobry.

– Za chwilę w drużynie zadebiutuje jeszcze jedna nowa postać, ale za to wyjątkowa, Wilfredo Leon...

– Jest inteligentnym facetem, wie czego chce i po co tu wszyscy jesteśmy. Przede wszystkim chce wygrywać, tak jak my wszyscy. Jest jednym z najlepszych zawodników na świecie. Nie chcę wartościować czy najlepszym, bo tego nie da się zmierzyć. Nie jest też tak, że każdy się przed nim położy na parkiecie, bo on jest tym wielkim Wilfredo. Jest traktowany jak każdy członek drużyny, to jeden z nas. To prawda, że ostatnio bez Zenitu Kazań nie wygrał już wszystkiego jak w poprzednich latach, zresztą Zenit bez niego też nie, ale to są tylko uszczypliwości, zwykłe czepianie się. To już przeszłość, a on wybrał nowy etap w życiu.

– Jesteś jednym z siatkarzy wielu krajów głośno protestujących przeciwko przeładowanemu terminarzowi siatkarskich rozgrywek. Są szanse, by coś się zmieniło?

– Bardzo realne. W rozmowach z władzami światowymi nie mówiliśmy „Czy moglibyście państwo coś z tym zrobić”, tylko przedstawiliśmy konkretne zagrożenia, jakie towarzyszą zawodnikom grającym tak dużo. Nie chcę mówić o wszystkim, negocjacje są w toku. Czekamy na rozwój wydarzeń, choć z dnia na dzień się to nie zmieni, bo są od dawna podpisane kontrakty na rozmaite imprezy. Mnie może to już nie będzie dotyczyć, ale młodsi skorzystają, by było im łatwiej i mogli dłużej pograć w siatkówkę.

– Siatkówka zabrała ci dużo zdrowia?

– Na pewno. Profesjonalny sport nie jest zdrowy i do niczego dobrego w konsekwencjach nie prowadzi. Kilka lat nam z życia zabierze. To nie jest pobieganie sobie przez pół godziny przed śniadaniem. To codzienny stres, martwienie się o uniknięcie kontuzji, o to czy prezesi płacący nam pieniądze będą zadowoleni. To nie pozostaje bez śladu. Trzeba sobie z tym umieć poradzić. Broń Boże nie narzekam, taki zawód wybrałem. Inna sprawa, że grania jest za dużo.

– Co Michała Kubiaka tak zauroczyło w Japonii, że gra tam już od trzech lat i pogra jeszcze dwa sezony?

– Wszystko. Jechałem w nieznane, ale teraz ułożyliśmy sobie z rodziną życie na miejscu, gdziekolwiek jesteśmy, jest nam dobrze. Ludzie są normalni, nie ma chamstwa. Nie do pomyślenia są sytuacje jak z obozu w Spale, gdy poszliśmy do restauracji, Bartek Bednorz zostawił samochód i kiedy wrócił, miał przerysowane drzwi kluczem. Takie rzeczy mi się w głowie nie mieszczą. W Japonii jest szacunek do ciebie, do tego, co robisz i twoich rzeczy prywatnych. A duże pieniądze? Są ważne, ale nie są wszystkim. Oczywiście poszedłem grać w Japonii, żeby zarobić, w końcu ile ja jeszcze pogram w siatkówkę: trzy lata, pięć? Muszę myśleć o przyszłości i o rodzinie, każdy chce zarabiać w pracy więcej.

– W Japonii do czegoś musiałeś się długo przyzwyczajać?

– Przede wszystkim do tego, żeby nie zadawać pytań zaczynających się od „Dlaczego?”. Nauczyłem się, że jak coś funkcjonuje w pewien sposób, to tak ma być i nikt tego nie zmieni. Wyleczyłem się z zastanawiania się, czemu coś wygląda tam tak, a nie inaczej.

– A wyleczyłeś się z prób nauczenia japońskiego?

– Czytanie i pisanie to mission impossible, przynajmniej w moim przypadku. Gdybym posiedział tam jeszcze z dziesięć lat, to może by się powiodło. Udaje mi się skonstruować proste słowa czy zwroty. I za cel postawiłem sobie, by kiedyś udzielić wywiadu po japońsku.

Najnowsze