"Super Express": - W reprezentacji siatkarek zaszły wielkie zmiany. Zna pani wszystkie nazwiska powołanych na ME?
Katarzyna Skowrońska: - Bez przesady, oczywiście, że znam. To prawda, że w kadrze doszło do gwałtownej zmiany pokoleniowej, ale przecież to nie są anonimowe dziewczyny.
- Jednak tylko nieliczne mają doświadczenie w tak dużych imprezach jak mistrzostwa Europy. To nie będzie problem?
- Sama się zastanawiam, czy trzeba było aż tak przemeblowywać skład. Niewiele siatkarek, jak pierwsza rozgrywająca Joasia Wołosz, jest ogranych na arenie międzynarodowej, a to bardzo ważne w takim turnieju. Nie wiem, czy obraliśmy właściwą drogę, ale wyniki wszystko zweryfikują. Ja byłabym za tym, by łączyć doświadczenie z młodością. Jako nieopierzona siatkarka kadry zawsze chciałam mieć oparcie w bardziej rutynowanych koleżankach. Teraz jest inaczej, ale może taka szokowa terapia coś da.
- Nie gramy o medale, więc na co właściwie mamy liczyć w Azerbejdżanie?
- Trzeba walczyć, nie oglądać się na innych, budować własny styl. Zespół miał w tym sezonie lepsze i gorsze wyniki, ale trochę optymizmu dała nam wygrana w drugiej dywizji World Grand Prix. Nie jesteśmy faworytami, ale w takich turniejach zawsze zdarzają się niespodzianki. Liczę na to, że Polki mogą sprawić jedną z nich.
- Będzie pani oglądać mecze?
- Pierwsze spotkania na pewno obejrzę w telewizji. Potem czeka mnie wyjazd do Brazylii. Będę się tam pomału szykować do sezonu, który ruszy za półtora miesiąca. Z kolanem po kontuzji jest coraz lepiej. Nie spodziewam się, bym była w wielkiej formie siatkarskiej, ale idę do przodu i to najważniejsze.