Zanim nadeszła kariera
Nie było chyba ani jednego fana polskiej siatkówki, który nie znałby doskonale Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty. Przez długie lata zawodniczka stanowiła bardzo ważny element reprezentacji Polski godnie występując z orzełkiem na piersi w kolejnych turniejach. Obecna niespełna 38-latka ma na swoich koncie dwa złote medale mistrzostw Europy wywalczone odpowiednio w 2003 roku w Turcji oraz w 2005 roku w Chorwacji. Jak się jednak okazuje, nim jej gwiazda rozbłysła, sportsmenka parała się także zupełnie odmiennymi zajęciami.
Rosjanie czują się UPOKORZENI przez Polskę. Chodzi o flagę
Szczęście w kartach
- Często powtarzam, że sportowiec też człowiek. Nie każdy od razu jest na szczycie, z superkontraktem w garści. Mój klub z Poznania w ogóle mi nie płacił. Byłam w klasie maturalnej, bez oszczędności, ale na tyle dumna, że nie chciałam prosić o pomoc rodziców - powiedziała Skowrońska-Dolata w rozmowie z "Eurosportem" nie ukrywając, że próbowała swoich sił w pokerze. - Jednak, żeby usiąść do stołu, musiałam mieć jakieś pieniądze. Pożyczałam je od zaufanej osoby. Grałam w blackjacka i pokera. Nie miałam szczęścia w miłości, to chociaż w karty. Opłacałam w ten sposób niektóre rachunki. Nie ma się czym chwalić, na szczęście trwało to krótko, ale w życiu trzeba umieć sobie radzić - dodała.
- Tamten okres zresztą wspominam znakomicie. Zespół był fenomenalny. Trudności bardzo nas do siebie zbliżyły, pomagałyśmy sobie nawzajem. W połowie sezonu mogłyśmy powiedzieć przecież pas, nie gramy dalej, a my, mimo przeciwności losu, do końca walczyłyśmy o mistrzostwo Polski. Przegrałyśmy w finale, ale to ten srebrny medal wzbudza u mnie olbrzymi sentyment. Po tamtym doświadczeniu zaczęłam doceniać pieniądze, które pojawiły się później. Nauczyłam się szacunku do nich, bo najpierw ich po prostu nie miałam. Lekcja na całe życie - podkreśliła Skowrońska-Dolata.