Stocznia Szczecin, Bartosz Kurek

i

Autor: Cyfra Sport Bartosz Kurek w barwach Stoczni Szczecin

Krzysztof Śmigiel, dyrektor Stoczni Szczecin: Zalegamy siatkarzom za jeden miesiąc

2018-11-06 4:27

Siatkarze Stoczni Szczecin wdarli się do czołówki PlusLigi, ale na budowanym wokół wielkich gwiazd projekcie pojawiła się rysa. Według Polsatu Sport w klubie powstały zaległości finansowe. – Rzeczywiście, mamy miesięczne zaległości w wypłatach, ale lada dzień je wyrównamy. To nic strasznego, taki poślizg może się zdarzyć każdemu, szczególnie na etapie tworzenia tak dużego projektu w tak krótkim czasie – mówi „Super Expressowi” Krzysztof Śmigiel, dyrektor klubu.

"Super Express”: – Skąd się wzięły zaległości?
Krzysztof Śmigiel:
– Były zaległości z ubiegłego sezonu, gdy drużyna występowała jeszcze pod nazwą Espadon. Wzięliśmy je na siebie i spłaciliśmy. Do spłaty pozostało już niewiele. Przy tak wielkim projekcie, który przewiduje w trzecim sezonie wygranie Ligi Mistrzów, namówienie partnerów do inwestycji nie jest łatwe. Ale już jesteśmy blisko podpisania umowy z trzema kolejnymi kontrahentami.

– Czyli finalizując gwiazdorskie kontrakty z Kurkiem, Kazijskim czy Stojczewem nie mieliście spiętego budżetu?
– Ten projekt wciąż jest w budowie i dobrze idzie, wierzę, że nie zakończy się tak jak w Resovii Rzeszów, gdzie wydano miliony złotych i wynik jest zerowy. Zresztą jeden z partnerów Resovii chce się przenieść do naszego klubu. Wiadomo, że naszym głównym sponsorem jest Stocznia Szczecińska, z którą mamy podpisaną umowę. Do nazwy klubu dojdzie jeszcze jeden człon.

– W oficjalnym oświadczeniu napisaliście „Zamierzamy zmienić dotychczasowy, nienaruszalny układ sił panujący od lat w PlusLidze”. To jest niewygodne dla niektórych?
– Zadał pan pytanie i sam pan na nie odpowiedział. Nie trzeba nic więcej dodawać.

– Są zaległości płacowe, czy to nie odbije się na grze siatkarzy?
– Dotychczasowe wyniki pokazują, że nie. Poświęciłem temu projektowi masę czasu i sił. Gdy angażowaliśmy w to przedsięwzięcie Radostina Stojczewa przez dwa dni siedzieliśmy od 9 rano do 23 wieczorem zamknięci w hotelu w Szczecinie w apartamencie Stojczewa i z nim i Łukaszem Żygadłą i omawialiśmy plany. Do pokoju tylko donoszono nam jedzenie. Rado nie chciał bowiem, żeby ktoś go widział w Polsce. Dlatego wyprowadzany był z lotniska tylnymi drzwiami do czarnego mercedesa, w którym kierowca nie miał prawa nic rozumieć po angielsku ani po włosku. Wierzę, że trud który wnieśliśmy, opłaci się.

Najnowsze