– W Łodzi zobaczymy gigantów siatkówki. A jacy byli najlepsi siatkarze, przeciwko którym pan grał, na świecie i w Polsce?
- Podziwem darzę Włocha Andreę Gianiego, to jedyny gość, jakiego znam, który zdobył tak wiele, grając z taką samą swobodą na różnych pozycjach. Z polskim graczy wskazałbym Michała Winiarskiego, bo wszystko potrafił zrobić na parkiecie. Kompletny zawodnik.
– Giani i Winiarski po karierze zostali trenerami i odnoszą sukcesy. Nie myślał pan, żeby pójść tą drogą?
– Nigdy nie mówię nigdy, ale na razie dużo bardziej odpowiada mi zarządzanie. Nadawałbym się na kierownika drużyny bardziej niż na trenera. By czymś się zajmować, trzeba czuć do tego pasję, ja ją odnalazłem w roli organizatora. Poza tym jako trener zbyt szybko bym się dorobił siwych włosów.
– Wie pan, kto jest na czele Ligi Narodów?
– Brazylia jest wysoko...
– ...ale to Polska prowadzi po trzech turniejach.
– Pewnie nie poznałbym waszej drużyny, słyszałem o zmianach, wprowadzaniu młodszych zawodników. Prawdę mówiąc, jestem tak zajęty swoją działalnością i podróżami, że chyba nie rozpoznałbym nawet wszystkich brazylijskich siatkarzy. Mój były trener Bernardo Rezende miał zasadę, że w Lidze Światowej puszczał najpierw do boju mniej doświadczonych, a potem wchodziliśmy my starzy, mieszaliśmy skład i wygrywaliśmy imprezy. To dobre podejście.
– Z pańskiego doświadczenia: jeśli jakiś zespół jest mocny teraz, to utrzyma formę do najważniejszej imprezy sezonu za trzy miesiące?
– Ten, kto wygra w tym roku Ligę Narodów, będzie uważany za faworyta mistrzostw świata. Z drugiej strony, w siatkówce wszystko w ostatnich 20 latach rozstrzygało się w wąskim gronie tych samych kilku zespołów: Brazylia, Polska, Rosja, Włochy, Francja, USA i Serbia. Ale w sporcie decydują często nieprzewidywalne chwile. Może to być zarówno nagły wzrost formy jednej drużyny, jak i kontuzja podstawowego gracza innej.
– Brazylia zostanie mistrzem świata w piłce nożnej?
– Jestem umiarkowanym kibicem piłkarskim, ale kiedy zaczynają się mistrzostwa świata, staję się fanem i oczywiście stawiam na mój zespół.
– Słyszeliśmy, że uczy się pan polskiego?
– Oj, ciężko mi idzie, ale próbuję. Zacząłem od wymowy i już na przykład wiem, że litery „s” i „z” razem dają taki szeleszczący dźwięk. Będzie mi o tyle łatwiej, że dwa lata grałem w Rosji. Tam najczęściej słyszałem: „Spokojno”.