„Super Express”: – Jak porównasz formę kadry w ubiegłym sezonie i w obecnym?
Maria Stenzel: – Widząc naszą grę, czuję na pewno dumę i zadowolenie. Wiadomo, że zawsze może być lepiej i są rzeczy, które można poprawić. Porównując to, co jest dzisiaj, do Ligi Narodów w ubiegłym roku, poza różnicami w składzie, widzę głównie mentalną zmianę całej drużyny. Jeśli o ten aspekt chodzi, jesteśmy kilka kroków do przodu. W tym roku udowadniamy, że jesteśmy w stanie być jednym z najlepszym zespołów rozgrywek i możemy wygrywać z każdym. A to nas jeszcze bardziej motywuje.
– Kiedy poczułyście w sobie tę mentalną siłę?
– Przełomowym momentem były ubiegłoroczne mistrzostwa świata. Wtedy okazało się, że możemy i umiemy zrobić niezły wynik. Był też po nich duży niedosyt i to się łączy według mnie z bardzo dobrym startem w tym roku. Chciałyśmy jak najszybciej zacząć sezon reprezentacyjny, by znowu grać swoją siatkówkę.
– Można powiedzieć, że dziś już niczego wam nie brakuje do czołówki światowej, jest tylko kwestia lepszego lub gorszego dnia?
– „Brak” to złe słowo. Ja bym powiedziała, że my wciąż możemy grać lepiej i iść do przodu oraz że mamy rezerwy. Jest dobrze także pod tym względem, że nie ma wielkich wahań formy, wzlotów i upadków. To cieszy, bo nasza gra się wyrównała, i wygrywamy mecze nawet wtedy, gdy styl nie jest w pełni zadowalający.
– Czy to jest tak, że kiedyś temu zespołowi czasem się coś udawało, a teraz czasem coś się nie udaje?
– Cieszę się, że jest taki odbiór, natomiast wciąż staramy się studzić te emocje. My oczywiście jesteśmy zmotywowane i zdajemy sobie sprawę, że możemy zrobić coś dużego. Na razie mamy wciąż coś do wygrania w Lidze Narodów, bo te rozgrywki jeszcze się dla nas nie skończyły.
– Kiedy słyszysz „igrzyska olimpijskie”, to...?
– Igrzyska to moje marzenie, ale i pomału rzeczywistość, bo już w tym roku możemy się na nie zakwalifikować, a w przyszłym na nie pojechać. Nasze sny i marzenia mogą się zamienić w realia, choć wiadomo, że turniej kwalifikacyjny w Łodzi łatwy nie będzie. Nie ma nikogo w tej ekipie, kto nie chciałby się wybrać do Paryża. Patrzymy jak wygląda ranking światowy, kontrolujemy zdobywane punkty, ale staram się na to patrzeć w odpowiedniej kolejności. Krok po kroku dojdziemy do momentu, w którym pomyślimy o igrzyskach. Po drodze są inne turnieje. Nie chcemy liczyć na to, że coś się uda, tylko same zamierzamy zadbać o siebie.
Olivia Różański nawet nie wiedziała, że wygrana z Niemkami daje awans. „Skupiam się na czym innym"
– Wiadomo, że Liga Narodów to dość wyczerpujące rozgrywki, nawarstwia się zmęczenie fizyczne i mentalne. Macie w drużynie kogoś, kto rozładuje czasem atmosferę, napięcie, czy ubarwi gorsze dni?
– Każda dokłada cegiełkę do tego, żeby atmosfera była dobra. Tu nikt nic nic nie musi, ktoś może mieć gorszy dzień, ale każda z nas jest wyrozumiała i pomagamy sobie nawzajem. Na tym polega bycie w drużynie. Bardzo dobrze się uzupełniamy i rozumiemy. Zresztą podczas Ligi Narodów tych gorszych dni było naprawdę niewiele, na co wpływ mają także dobre wyniki. A jeśli chodzi o obciążenia, to na razie nie ma mowy o przesycie siatkówką. Te turnieje oczywiście są ciężkie, ale każda dziewczyna przyjeżdżająca na zgrupowanie kadry zdaje sobie sprawę, że tu nie ma miękkiej gry. Trzeba w niektórych momentach odganiać zmęczenie i dobrze się zregenerować. Czasem tylko doskwiera odległość od domu, ale do tego się przyzwyczaiłyśmy i nie jest z tym wcale aż tak źle.