- Wygląda na to, że nie tylko kibice, ale i sami siatkarze nie bardzo wiedzą, co się dzieje. Pan wie?
- Nie ma co owijać w bawełnę: jesteśmy w słabszej formie niż rok temu. Ta drużyna jest tak zbudowana, że o jej dyspozycji nie decyduje jeden zawodnik, ale siła zespołu. W tej chwili widocznie nie jesteśmy jeszcze w momencie, w którym możemy wygrywać. Nie powiem złego słowa na waleczność i zaangażowanie chłopaków, ale w kluczowych momentach wciąż decydują ich błędy. To jest tak jak na uczelni. Zakuwasz do egzaminu sumiennie, ale potem czasami nie zdajesz.
- Z czego wynika brak formy? Popełnił pan błędy w przygotowaniach?
- Widzę kilka problemów. W tym sezonie niektórym graczom dałem więcej odpoczynku. Taki dodatkowy luz miał może zbawienny wpływ na ich zdrowie, ale mógł się przełożyć na gorszą dyspozycję fizyczną. Brakuje grania i to widać. Poza tym zatraciliśmy gdzieś naszą siatkarską tożsamość i pewność gry, brakuje wiary w siebie.
- W drużynie jest kryzys?
- O kryzysie moglibyśmy mówić, gdybyśmy bez walki oddawali mecze, nie wygrywali setów, a rywale uzyskiwali wysoką przewagę w każdej partii. Tymczasem w trzech z czterech meczów ulegliśmy po tie-breakach. Oczywiście wciąż nie ma zwycięstw i to boli, ale ja wierzę w nasz system i w to, że z meczu na mecz będzie lepiej. Widzę chęć walki. Dopiero gdyby tego nie było, to trzeba by się martwić. Jestem smutny, ale ani nie zdenerwowany, ani nie załamany.
- Ale o awansie do finału możemy już powoli zapomnieć.
- Pewnie, że teraz trzeba zwyciężać we wszystkich meczach za 3 punkty, a i to może nie wystarczyć. Wiele zależy od tego, co zrobi Bułgaria. Może się okazać, że jadąc na ostatnie mecze do Warny będziemy już od dawna znali swój los.
- Są mimo wszystko jakieś pozytywy?
- Na pewno mogę być zadowolony z wejścia Andrzeja Wrony w drugim meczu. Także Michał Winiarski zaczął słabiej, potem pokazał się z lepszej strony. Możemy grać lepiej i musimy wrócić na naszą drogę.
- Robił pan kilka zmian, ale w drugim meczu z Francuzami nie spróbował wariantu z drugim rozgrywającym Fabianem Drzyzgą. Nie warto było dać mu szansy? Może byłby to nowy impuls?
- Mam taką zasadę, że jeśli uważam, iż nie ma potrzeby zmieniać gracza, to go nie zmieniam.
- Budował pan w tym sezonie dwa szczyty formy – na Ligę Światową i mistrzostwa Europy?
- Taki był plan. Miałem nadzieję, że się uda. To zawsze wielkie ryzyko, a teraz pozostało nam poprawiać to, co nie funkcjonuje. Dobrze, że do mistrzostw jeszcze trochę czasu, będzie chwila na zastanowienie się nad tym, co się stało i wyciągnięcie wniosków. Czeka nas rozwiązywanie problemów.