– Potem daliśmy pole Słoweńcom, a oni uwierzyli w siebie, zaczęli walczyć i zaczęło się inne spotkanie – dodał Heynen. – Jeśli zaczyna się od wyniku 0:1, wiadomo, że czeka cię bitwa, a siatkówka schodzi na drugi plan. Słoweńcy wydali nam wojnę. Trener polskich siatkarzy musiał dokonać wielu zmian w tym meczu, ale dość późno sięgnął po rezerwowego rozgrywającego Marcina Komendę, zresztą w ostatnim secie znowu z niego zrezygnował. Wydawało się, że Fabian Drzyzga gra momentami zbyt jednostronnie na skrzydła, a za mało wykorzystuje środkowych.
– Próbowaliśmy, ale gra środkiem nie była skuteczna – tłumaczył Heynen, pytany czemu wcześniej na boisku nie pojawił się Komenda. – Nie jest więc takim łatwym stwierdzenie, gdzie należało szukać rozwiązania. Uważam, że wpuszczenie wtedy Marcina nie musiałoby być najlepszym wyborem. Zawsze chcesz, żeby doświadczeni gracze brali na siebie odpowiedzialność, to musimy robić. Komendę zabrałem tutaj, by się uczył we fragmentach meczów. Ale nie mogę kazać mu brać odpowiedzialność za ostatniego seta w meczu. Tego nie zrobię.
Heynen opowiedział tez o przytaczającym huku, jaki generowała 12-tysięczna widownia. – Momentami musiałem wydawać szczegółowe instrukcje dotyczące serwowania, bo gracze trochę tracili koncentrację i wyczucie, co należy zrobić. Typowe w takich warunkach. A i tak zrobiliśmy za dużo błędów serwisowych. Jeden wygrany set nie uratował nam tego meczu. Chociaż nie poddaliśmy się do końca, graliśmy do ostatniej piłki, nie przegraliśmy przecież czwartego seta wysoko – podsumował nasz trener, który wyróżnił zwłaszcza jeden element w grze Słowenii.
– Ich gra w ataku, zwłaszcza na wysokiej piłce, była o wiele lepsza niż nasza. Lepiej wykonali zadanie niż my – powiedział Heynen. – Normalnie przecież jesteśmy w tej specjalności dobrzy. Jeśli coś tu nie idzie, trzeba to kompensować systemem blok-obrona. Tego dzisiaj nie wykonaliśmy. Nawet jeśli serwowaliśmy dobrze, Słoweńcy dobrze reagowali atakiem z wysokiej piłki. I nic z tym nie zrobiliśmy.