Chcąc przedłużyć szanse na obronę tytułu, gracze Zaksy musieli wygrać drugie spotkanie. Od razu widać było, że gospodarze znakomicie odrobili lekcję z Bełchatowa, gdzie przegrali 0:3 i zostali stłamszeni zagrywką Skry. - Specjalnie grali w mniejszej hali, a nie w dużej w Łodzi, bo tam im się lepiej serwuje – podkreślał po pierwszym meczu rozgrywający Zaksy Ben Toniutti. I zapowiadał: - U siebie musimy zrobić to samo.
Francuz dobrze wiedział, co mówi, bo jego drużyna od razu przystąpiła do artyleryjskiego ostrzału rywali. To, co zrobiła serwisem w pierwszym secie, można określić tylko jednym słowem: masakra. W stronę boiska Skry leciała bomba za bombą. W pierwszej partii kędzierzynianie mieli na koncie już 6 asów, a lider Skry Mariusz Wlazły, wybrany na najlepszego siatkarza meczu otwarcia, zdołał w tym czasie zgromadzić zaledwie punkt.
Nic dziwnego, że przewaga mistrzów Polski rosła w szybkim tempie: 10:7, 13:8, 15:9, 20:12. Seta wygrali ostatecznie aż do 15, bo gościom nadal nie wychodziło kompletnie nic, zupełnie jakby do Kędzierzyna przyjechała inna drużyna niż ta, która wygrała pierwsza bitwę finałowej wojny.
W drugim secie znowu od początku Zaksa miała przewagę, dokładając do repertuaru zagrań skuteczny blok. W Skrze zaczęli jednak odżywać podstawowi zawodnicy. Dzięki serii punktów Milada Ebadipoura i Srecko Lisinaca oraz o wiele lepszej obronie, bełchatowianie odzyskali oddech, wyszli na wyraźne prowadzenie i tym razem to oni pewnie wygrali te odsłonę 25:20.
To był moment, w którym Skra wyraźnie poczuła krew. Trzecia część przyniosła więc jeszcze większe emocje. Zaksa słabła, szczególnie na skrzydłach i trener Andrea Gardini zdjął z boiska atakującego nr 1 Maurice'a Torresa, a potem Rafała Buszka. Zmiany niewiele dały, tylko przez moment przyjezdni stracili wysokie, 5-punktowe prowadzenie. Widać było, że bełchatowski zespół zaczyna grać swobodnie, jeszcze wyższy bieg wrzucił kapitalny Lisinac, strzelający pociskami na lewo i prawo. Jego dwa asy z rzędu pogrążyły Zaksę w tym secie i uciszyły kędzierzyńska halę.
W tym momencie tylko jednej wygranej partii brakowało Skrze do tytułu. Trudno było spokojnie usiedzieć, oglądając fantastyczną wymianę ciosów. Więcej błędów popełniali w ważnych momentach kędzierzynianie i nie zdołali zatrzymać coraz mocniej rozpędzonej Skry. W ostatnich akcjach błysnął Ebadipour, a zmiennik Torresa Sławomir Jungiewicz nie wytrzymał ciśnienia i przy piłce meczowej dla Skry zaserwował w aut.