– Kiedy okazało się, że Kurek rozwiązuje kontrakt ze Stocznią, od razu pomyślał pan: a może go ściągnąć do nas?
– To był naturalny odruch. Rozmowy z właścicielem klubu i zarządem były konkretne i otwierające wszystkie możliwości.
– Sięgnięcie po dodatkowe finanse w trakcie sezonu nie jest chyba łatwe?
– Nigdy nie podpisalibyśmy żadnej umowy, nie mając na to środków. Nie mamy też zaległości w stosunku do zawodników. Sprawa jest czysta i klarowna. I nie czuję się w żadnym wypadku bohaterem, to efekt wysiłków wielu ludzi i potwierdzenie, że Onico to nie jest klub, który pokazał się na chwilę. Podpisuję się pod projektem zbudowania wielkiej siatkówki w Warszawie, bo jako były sportowiec lubię ambitne wyzwania. Chcemy się znaleźć na tej samej półce, co czołowe zespoły PlusLigi. Mamy plan zaistnienia w siatkówce tak mocno, by w przyszłości pokazać się także w Europie. Transfer Bartka ma nam w pomóc w kwestii sportowej, wizerunkowej i marketingowej.
– Bartek opuścił klub, o którym z kolei nie da się powiedzieć, że pokazał się z profesjonalnej strony. Jak mogło do tego dojść?
– To przykre dla środowiska i zawodników. Sytuacja ze Stocznią nie oznacza jednak, że cała nasza liga wygląda fatalnie, po prostu tak się zdarzyło i trzeba z tego wyciągnąć wnioski. Nie wiem jak wyglądała umowa między klubem ze Szczecina a sponsorem, więc trudno mi mówić o szczegółach.
– Łatwo było przekonać Kurka do związania się z Onico?
– Bartek, widząc jak prowadzimy klub i w jakim kierunku idziemy, dostrzegł, że nie straci na tym transferze sportowo, a może zyskać. Mamy podpisaną umowę do końca sezonu, ale chcemy go przekonać do pozostania. Wierzę, że napędzimy siatkarską koniunkturę w Warszawie.
– Będzie was stać latem na zatrzymanie takiej gwiazdy, skoro zagraniczne kluby są w stanie zapłacić więcej?
– Odpowiem latem. Cały czas pracujemy, nie tylko nad tym.
– Od kilkunastu dni szefem klubu z Rzeszowa jest inny były reprezentacyjny libero, Krzysztof Ignaczak. Kiedyś rywalizowaliście o miejsce w kadrze, teraz powalczycie w nowej roli?
– Nie ma mowy o żadnej walce, możemy ze sobą co najwyżej pożartować, bo Krzysiek to wesoły gość. Pół życia sportowego rywalizowaliśmy o miejsce w reprezentacji, ale nie przekłada się to w żaden sposób na zmagania prezesów. Może tylko pojawi się dodatkowy smaczek, gdy nasze kluby spotkają się na parkiecie.