Jastrzębie robiło we wtorek w Bełchatowie co chciało, ale to nie nowina, biorąc pod uwagę statystykę. Przed wtorkowym spotkaniem jastrzębska drużyna wygrała ze Skrą siedem razy z rzędu w lidze! Ostatni raz w tej parze Skra wygrała trzy lata temu. Także poprzednia porażka u siebie bez zdobycia choćby jednego seta przytrafiła się ekipie z Bełchatowa właśnie w starciu z przeciwnikiem ze Śląska, a było to w ćwierćfinale poprzedniego sezonu.
Najlepszym siatkarzem meczu został zasłużenie Dawid Konarski. Reprezentacyjny atakujący kończył ataki niemal z każdej piłki, zaliczając 20 pkt i 60 proc. skuteczności. Dołożył też swoje blokiem. Widać było, że goście, którzy ostatnio są opromienieni w Europie dwukrotnym pokonaniem Zenita Kazań, bardzo chcą zmazać plamę, jaką była sensacyjna porażka w swojej hali z Czarnymi Radom.
Jednak trzeba także zwrócić uwagę, że Skra miała też spore problemy kadrowe: od dłuższego czasu nie może grać po zabiegu Artur Szalpuk (wznowił już treningi), a do tego z trybun obserwował mecz drugi podstawowy przyjmujący Milad Ebadipour. Irańczyk narzekał na bóle pleców. W tej sytuacji trener Michał Gogol musiał wpuścić do boju eksperymentalny duet przyjmujących Orczyk – Katić.
Na domiar złego, wyraźnie bez formy był tego wieczora Mariusz Wlazły. Bombardier Skry nie grał ostatnio w Warszawie z Vervą, bo odczuwał dolegliwości barku. Po trzech dniach nie doszedł chyba jeszcze do siebie i zaczął spotkanie fatalnie (0 punktów w pierwszym secie!). Wkrótce opuścił parkiet, gdyż nie potrafił nic wnieść do gry drużyny. Przy takich ubytkach bełchatowianie mieli olbrzymi problem z nawiązaniem walki z rozpędzonym przeciwnikiem.
To była druga z rzędu ligowa przegrana Skry, ale w tabeli PlusLigi ten zespół nadal jest na trzeciej pozycji. Zajmujące czwartą lokatę Jastrzębie zbliżyło się do bełchatowian na 3 pkt.