Władze PZPS na pewno zechcą porozmawiać z trenerem, który zostanie wezwany na przysłowiowy "dywanik". - Rozmowa jest konieczna, bo Anastasi sam już chyba zauważył, że coś nie zagrało. Mamy nadzieję, że wyciągnie z tego wnioski. Nerwowych ruchów z naszej strony nie należy się spodziewać. To jest bardzo dobry trener, musi być jednak bardziej odważny. Mówiliśmy mu, żeby wpuszczał rezerwowych, w chwilach kiedy drużynie nie idzie, żeby nie oglądał się na okoliczności - twierdzi wiceprezes PZPS, Artur Popko. Szefowie polskiej siatkówki nie przewidują też, że Anastasi sam poda się do dymisji. Trener podkreśla, że przed nim i kadrą kolejny cel - rozgrywane w Polsce mistrzostwa Europy. - Bylibyśmy szaleńcami, gdybyśmy go teraz zwolnili. Jeśli plan Włocha będzie miał ręce i nogi, to cierpliwie czekamy do wrześniowych mistrzostw Europy - dodaje Popko.
PRZECZYTAJ TEŻ: POLSKA PRZEGRYWA Z BUŁGARIĄ. ZAPIS RELACJI NA ŻYWO
Nie ma za to wątpliwości, że sukces na ME to jedyna droga dla Anastasiego, by odzyskać uznanie w oczach kibiców i władze PZPS. - Teraz oczywiście zabrzmi to trochę inaczej, ale ja naprawdę wolę złoto mistrzostw Europy aniżeli obronę tytułu w Lidze Światowej. Takie medale, sukcesy zapamiętuje się na lata. A w tym roku będziemy przecież współorganizatorami tej imprezy - ocenia wiceprezes PZPS ds. szkolenia, Witold Roman.
Anastasi może więc teoretycznie spać spokojnie, czego nie można powiedzieć o jednym z jego asystentów. Włoch Giovanni Miale odpowiadał w kadrze za przygotowanie fizyczne. Tę samą funkcję pełnił przed igrzyskami olimpijskimi w Londynie, które zakończyliśmy na ćwierćfinale.
Do spotkania z Anastasi ma dojść za kilka dni. Dziś Polacy grają drugi mecz z Bułgarią.