Bartmana skreślił z drużyny selekcjoner Andrea Anastasi (53 l.). Włoch uznał, że podstawowy do tej pory bombardier nie prezentuje wystarczająco wysokiej formy.
- Przyznam, że nie do końca spodziewałem się takiej decyzji, ale wychodzę z założenia, że trener wie lepiej i wszystko, co robi, czyni dla dobra zespołu. Jeśli moja nieobecność ma służyć dobru drużyny, to OK, jestem w stanie przełknąć gorzką pigułkę. Widocznie w tym momencie ktoś jest ode mnie lepszy - dowodzi Bartman, który zdecydowanie odcina się od spekulacji, że jego nieobecność w kadrze wynika z przyczyn pozasportowych.
>>> Córka Agaty Mróz zagrała ze Złotkami. Mistrzynie Europy z 2003 roku na remis z reprezentacją Polski
- Nawet nie chcę takich plotek dementować, bo od razu usłyszę, że skoro się bronię, to mam coś na sumieniu - wyjaśnia. - To kompletna bzdura. Jestem tylko człowiekiem, każdy ma momenty słabości i gorszej formy. Życie sportowca jest usłane różami chwilę po sukcesie. Potem już tylko presja i odpowiedzialność. Wypadłem z toru, ale zamierzam wrócić i wyjść na kolejną długą prostą - dodaje Bartman, który nie tylko oglądał mecze Polaków, lecz także spotykał się z kibicami, rozdając autografy w Strefie Okocimia pod Ergo Areną.
Decyzję Anastasiego przyjął "na klatę" i za kilka dni był już w nowym klubie. - Kiedy zadzwoniłem do Modeny i powiedziałem, że nie ma mnie w kadrze, w klubie byli zszokowani, tym bardziej że od razu zaproponowałem jak najszybszy przyjazd do Włoch. Uważałem, że z marszu będzie mi łatwiej sprostać temu, co się stało. To dla mnie nowy bodziec. Muszę dokręcić trochę śrubkę i jeszcze więcej z siebie wycisnąć, żeby udowodnić sportową klasę i wrócić do reprezentacji na następną wielką imprezę - zapowiada "Zibi".
>>>