Wielki pech sprawił, że Zasada nie dokończył imprezy na piaskach w Kenii. To był jego ósmy start w Rajdzie Safari. -„Staruszek” jeździ - tak w skrócie opisał swój start Zasada. Uważa, że organizatorzy nie powinni zaliczać - feralnego dla niego - ostatniego etapu rajdu. - Ten odcinek jechaliśmy dwa razy. Pierwszy raz organizator skrócił do 5 km, by nie zniszczyć tych kolein i piachu. Jechaliśmy 5 km, zamiast 10. Po przejechaniu linii mety nie wolno nam było jechać więc niż 40 km na godzinę, tak się martwili o trasę. Zamiast zostawić tę sprawę i mieć 5 km, to potem zrobili cały odcinek - mówi.
Auto Zasady i jego pilota Tomasza Borysławskiego zakopało się w piasku na 2,5 km przed metą, później oberwało od dwóch rajdówek. Cały Rajd Safari był dla obu panów przeżyciem bardzo ekstremalnym. - Mieliśmy problemy z komunikacją z pilotem Borysławskim, pokazywał mi palcami jak mam jechać. Jechałem, jak widziałem, ale to też była dla mnie frajda! Wszystkie urządzenia nam nawaliły. Wiedzieliśmy już przed rajdem, że będzie kłopot. Cały rajd jechaliśmy na migi!
- Na rajdzie Dakar, to jedzie się w piachu, ale te drogi piaszczyste są szerokie. Nie trzeba jechać w koleinach poprzedniego samochodu. W Kenii nie było takiej możliwości. Unikałem, ale się nie dało. Koleina za koleiną! Wszędzie było wąsko. Najszersze miejsce było w granicach trzech metrów. Nie było możliwości wyprzedzania samochodu. Puszczali nas co dwie minuty przez kurz i brak możliwości wyprzedzenia samochodu - opisuje Zasada.