Po tak straszliwym wypadku jak ten, który Robert Kubica (22 l.) miał podczas Grand Prix Kanady, każde auto poszłoby do złomowania. Ale nie bolid Polaka. - Wykorzystamy je do symulacji, aby zobaczyć, co możemy jeszcze poprawić w kwestiach bezpieczeństwa - wyjaśnia Rampf.
Podczas feralnego wypadku auto Kubicy uderzyło w mur pod kątem 35 stopni. W milisekundzie na Kubicę działało przeciążenie 78 G, co oznacza, że w momencie uderzenia ważące 73 kilogramy ciało polskiego kierowcy musiało wytrzymać koszmarne obciążenie 5694 kg. Wytrzymało dzięki bolidowi.
- Nie można przeprowadzić symulacji tak olbrzymich zderzeń jak Roberta w Kanadzie - twierdzi szef zespołu BMW Mario Theissen (54 l.).
W tej sytuacji kierownictwo BMW zdecydowało się nie oddawać samochodu Kubicy na złom, lecz przetransportować go do Europy, do fabryki zespołu w Hinwil. Tam inżynierowie dokładnie oglądają każdy element, analizują uszkodzenia, sprawdzają, gdzie i jak działały największe siły i wprowadzają wszystkie dane do potężnego komputera. - W ten sposób otrzymamy kompletny obraz wypadku. Dane, które przetworzy komputer, pozwolą nam na ulepszenie w przyszłości konstrukcji kabiny przeżycia kierowcy (monocouque) - zapowiada Theissen.
Wypadek Kubicy w Montrealu nie pójdzie więc na marne. Kto wie, czy w przyszłości nie uratuje życia innym kierowcom Formuły 1? Ten sport - chociaż coraz bezpieczniejszy - wciąż bowiem niesie wielkie ryzyko śmiertelnych wypadków.