Rzecz w tym, że bolid hamujący przed zakrętem tracił bezpowrotnie część energii wydatkowanej wcześniej na jego rozpędzenie. Inżynierowie wymyślili sposób jej odzyskiwania, który nie jest żadną nowością, bo już od lat jest stosowany w tzw. samochodach hybrydowych. No, ale w Formule 1 nic nie jest proste.
Z grubsza idea KERS wygląda w ten sposób, że przy hamowaniu część wytrącanej energii napędza prądnicę, którą prawdopodobnie jest silnik elektryczny zamontowany np. w tylnej osi. Energia ta jest magazynowana w akumulatorze, a następnie oddawana, gdy bolid zaczyna znów przyspieszać.
To oznacza kilkanaście - kilkadziesiąt KM dodatkowej mocy silnika, kosztem kilkudziesięciu kilogramów, które całe to urządzenie musi ważyć. Cała rzecz w kalkulacji: czy cięższy pojazd z mocniejszym silnikiem będzie jeździł szybciej od lżejszego bez dodatkowego balastu, ale słabszego?
Team BMW Sauber uznał, że cięższy i mocniejszy bolid będzie lepszy. Robert Kubica jest w ocenie sceptyczny. KERS to eksperyment dość ryzykowny. Zastosowanie tego systemu będzie jeszcze wymagało wiele pracy i udoskonaleń.