Za przygotowanie toru i taśmy startowej (jak się okazało w trakcie zawodów - beznadziejne) odpowiedzialna była firma Speed Sport, kierowana przez Duńczyka Ole Olsena (wyznaczona przez właściciela cyklu Grand Prix, angielską firmę BSI). Bez dwóch zdań ona jest głównym winowajcą blamażu na Narodowym. Jednak oficjalnym organizatorem jest Polski Związek Motorowy, który choć nie miał wpływu na prace Ole Olsena, może zostać adresatem pozwu. Jest już kancelaria prawnicza, która zamierza pomóc pokrzywdzonym fanom.
- Pierwsze zgłoszenia od zdenerwowanych kibiców przychodziły do nas już o 22.30 w sobotę (godzina zakończenia zawodów - red.). Już kilka chwil później nasza skrzynka była zapchana. To nas zainspirowało. Na godzinę 16.30 w poniedziałek mieliśmy już prawie 500 chętnych do uczestnictwa w zbiorowym pozwie! Według prawa do takiego pozwu potrzeba 10 osób, więc ta granica została wielokrotnie przekroczona. Wstępne analizy zasadności pozwu są na tak. Działamy dalej - mówi "Super Expressowi" Maciej Żyłka współpracujący z kancelarią Dauerman.
Zobacz: Grand Prix na Stadionie Narodowym. Będzie pozew zbiorowy przeciwko organizatorom?
Prawnicy w tej chwili analizują dokładnie wszystkie możliwości.
- Zwykle pozwy kierujemy do organizatora. Chodzi tu głównie o nienależyte wykonanie zobowiązania na linii przedsiębiorca - konsument. Tak rzeczywiście było, bo kibice zamiast 23 biegów obejrzeli tylko 12. To, że zawody zostały uznane za odbyte, nie oznacza, że kibice nie mogą domagać się zwrotu za bilet, a nawet zwrotu kosztów podróży do Warszawy. Oczywiście, droga do sukcesu jest daleka, ale jest on możliwy. Apeluję tylko do kibiców: proszę nie wyrzucać biletów! - podkreśla Żyłka.