Masters od początku zawodów wziął sobie za cel wywołanie awantury. Jeździł słabo, szukał więc okazji do walki. Wreszcie nie wytrzymał. Po kolejnym przegranym wyścigu wjechał do parku maszyn i zwyczajnie... zaatakował słownie Nickiego Pedersena. Widocznie uznał, że to klasa Duńczyka uniemożliwia mu wygrywanie, a nie fakt, że zwyczajnie na motocyklu wygląda jak torreador podczas ucieczki przed bykiem.
Grand Prix Australii: Greg Hancock wicemistrzem świata!
Trzykrotny mistrz świata zachował jednak spokój. Nieoczekiwanie. Krewki charakter Pedersena jest znany. Liczne kary nałożone na niego przez sędziów również. Masters musiał więc wyglądać faktycznie absurdalnie. Na szczęście Australijczykowi z pomocą przyszedł mechanik Duńczyka. I to z nim właśnie zawodnik gospodarzy urządził sobie prawdziwą szermierkę na pięści.
Przyznacie, dość nieuczciwą. W kasku, mając ochraniacze. Dobrze, że jeszcze nie wyjął karabinu maszynowego. Wtedy triumfu mógłby już być pewny.
Sam Masters - nowy idol polskich kibiców?
A Mastersa dobrze powinni znać polscy fani żużla. Australijczyk reprezentował bowiem przez dwa lata zespół Stali Gorzów Wielkopolski. "Reprezentował" to zresztą duże słowo. Miał koszulkę klubową i znał imię sekretarki prezesa. W żadnym meczu ligowym nie wystąpił, a od 2015 roku jeździ w barwach KMŻ Lublin. Nie kojarzycie? Nic dziwnego. W Ekstralidze takiego klubu nie ma. Jest niżej.