Autodromo Nazionale di Monza to świątynia zespołu Ferrari i mekka dla fanów sportów motorowych z całego świata. Ale przede wszystkim to miejsce, w którym jest uśpiony demon prędkości. W ten weekend zostanie obudzony...
Tor w Monzie składa się głównie z długich prostych, na których bolidy osiągają rekordowe prędkości.
- To najbardziej wymagający dla samochodów obiekt w całym kalendarzu - nie ukrywa Robert Kubica. - Nigdzie indziej nie jeździ się z tak małą siłą docisku i tak wielkimi szybkościami.
Mała siła docisku oznacza, że na czas wyścigu we Włoszech z bolidu Kubicy znikną niemal wszystkie elementy aerodynamiczne. One nie mają na Monzie znaczenia - tu liczy się tylko prędkość oraz...
- Odpowiednie ustawienie hamulców. One mają kluczo weznaczenie, bo niesamowite prędkości trzeba nie tylko osiągnąć, ale także wytracać przed zakrętami - wyjaśnia Robert, który jest jednym z faworytów niedzielnego wyścigu.
Co daje Kubicy przewagę nad rywalami? To niezwykła umiejętność maksymalnego opóźniania hamowania. Kiedy inni kierowcy zaczynają już hamować przed zakrętem, on ma jeszcze pedał gazu w podłodze.
- To ryzykowne, ale dużo można na tym zyskać - mówi wprost. - W klasyfikacji generalnej jest taka sytuacja, że muszę wykorzystywać absolutnie każdą szansę na wyprzedzenie któregoś z rywali.
Na Monzie może być o to łatwiej, bo Polak zna ten tor jak własną kieszeń. Jako nastolatek wyjechał na stałe do Włoch i mieszkał właśnie koło Autodromo Nazionale.
- To mój ulubiony tor - przyznaje. - Nie mogę się już doczekać startu. Tu w swym trzecim występie w F1 stanął po raz pierwszy na podium. Teraz walczy o wyższe cele.
- Może jestem głupi lub szalony, ale wciąż walczę o mistrzostwo świata. I będę walczył, dopóki będą choćby matematyczne szanse - podkreśla Kubica.