"Super Express": - Jak pan przyjął informację o tym, że po 18 miesiącach rehabilitacji Robert Kubica wrócił do ścigania?
Niki Lauda: - Z ogromną radością. Wszyscy przecież wiemy, przez co ten chłopak przeszedł. To było piekło, ale na szczęście zaczyna z niego wychodzić. Wiem, co mówię, bo przecież podobnie jak on też kiedyś otarłem się o śmierć w tym słynnym wypadku. Mnie udało się wrócić do Formuły 1 już po kilku tygodniach. Wiadomo, że w przypadku Roberta musi to potrwać o wiele dłużej, ale byłoby wspaniale, gdyby i jemu się powiodło.
- Kubica wygrał swój pierwszy rajd po powrocie. Czy to zwycięstwo ma jakieś znaczenie?
- Wbrew pozorom ma, i to ogromne. Nawet jeśli to był taki malutki rajd, nawet jeśli inni kierowcy mieli dużo mniejsze umiejętności, to wygrana Kubicy pomoże. Głównie z punktu widzenia jego psychiki. To zawsze przyjemne: wrócić i od razu wygrać.
- Powrót do rajdów nie musi oznaczać powrotu do Formuły 1. Prawa ręka Kubicy wciąż jest dużo słabsza niż lewa. Czy można prowadzić bolid F1, mając jedną rękę nie w pełni sprawną?
- Trudno powiedzieć, bo nie wiemy, jak bardzo ta ręka wciąż odbiega od pełnej sprawności i ile dokładnie tej sprawności można jeszcze w niej odzyskać. Byłoby nieeleganckie, gdybym oceniał szanse powrotu Kubicy, nie znając dokładnie stanu jego zdrowia. Mogę natomiast zapewnić, że tego powrotu życzę mu z całego serca.
- Po raz ostatni Robert prowadził bolid pod koniec 2011 roku. Gdyby miał wrócić, to najwcześniej w 2014. Czy tak duża przerwa nie byłaby problemem?
- Moim zdaniem żadnym. Przed Kubicą jeszcze długa droga, ale jeśli ciało mu pozwoli, to głowa na pewno nie zawiedzie. To mocny chłopak, mentalnie dałby sobie radę.
- A nie jest tak, że świat Formuły 1 już powoli zapomina o Kubicy? Ma nowe talenty, nowych bohaterów...
- Nie, to nie tak. Wszyscy wiemy, że Kubica to świetny kierowca, nikt tu o nim nie zapomina. Jeśli udałoby mu się wrócić, to mielibyśmy historię z happy endem. I właśnie na to czekam!