Deszczowa pogoń Roberta Kubicy
To był najciekawszy wyścig sezonu. W lejącym deszczu na Monzy działo się więcej niż w 5 poprzednich Grand Prix razem wziętych. Robert Kubica (24 l.) jechał niesamowicie i z 11. miejsca przebił się na trzecie, a sensacyjnie zwyciężył Sebastian Vettel (21 l.) z zespołu Toro Rosso.
Zwycięstwo Vettel wypracował sobie, wygrywając najbardziej szalone kwalifikacje od lat. W lejącym w sobotę deszczu do trzeciej części kwalifikacji nie wszedł Robert Kubica, który zajął 11. pozycję. Ale w niedzielę jechał fantastycznie. Kimi Raikkonen (29 l.), który startował z 14., i Lewis Hamilton (23 l.), który ruszył z 15. miejsca, nie poradzili sobie tak jak Polak...
Startowałeś z 11. pozycji, a mimo to stanąłeś na podium.
- To był bardzo dobry wyścig, mimo trudnych kwalifikacji. W sobotę mieliśmy pecha, w niedzielę trochę szczęścia.
- Przed wyścigiem powiedziałeś, że wolisz 11. miejsce w kwalifikacjach niż 10. Czemu?
- Bo dzięki temu mogłem dowolnie ustalić strategię. Nalaliśmy tyle paliwa, ile się dało. Dzięki temu mogłem maksymalnie późno zjechać na tankowanie i zmianę opon. I miałem mnóstwo szczęścia, bo kiedy to nastąpiło, już można było założyć opony przejściowe.
- Hamilton nie miał tyle szczęścia?
- Dokładnie. Był dużo szybszy, ale kiedy zjechał na tankowanie, musiał założyć opony na mokry tor. A potem zrobiło się prawie sucho i trzeba było zjechać jeszcze raz.
- Na początku wyścigu lało. Nie bałeś się, że tak jak na Silverstone wypadniesz z trasy?
- Tak mogło być. Kiedy w deszczu jedzie się w środku stawki, ryzyko zawsze jest ogromne. Na pierwszych okrążeniach widoczność była niemal zerowa. Na początku wyprzedziłem Nicka Heidfelda, choć... nawet go nie widziałem!
- Pędziłeś ponad 250 kilometrów na godzinę i nie widziałeś, że go wyprzedzasz?!
- Dokładnie. Zorientowałem się dopiero, jak już byłem przed nim. Tak się właśnie jeździ w lejącym deszczu...
- Podium na Monzy chyba smakuje ci wyjątkowo?
- Rzeczywiście. To jeden z moich dwóch domowych wyścigów. Na Węgrzech jest najwięcej polskich kibiców, ale tu ich też nie brakowało. A poza tym Włochy to moja druga ojczyzna. Mam tu mnóstwo przyjaciół, bez ich pomocy nie znalazłbym się w F1. To dla nich miałem połowę kasku pomalowaną we włoskie barwy.
- Zaskoczyło cię zwycięstwo Vettela?
- Przede wszystkim bardzo się z niego cieszę i szczerze gratuluję Sebastianowi. Toro Rosso od kilku wyścigów spisuje się dobrze. Na suchym torze było czwartą siłą, czasem nawet trzecią. Na mokrym okazało się najszybsze. Wielkie brawa!
- Masz już 7 punktów przewagi nad Raikkonenem...
- Ale mnie nie interesuje trzecie miejsce. Mierzę wyżej.
Powiedziałem tylko: "O kur..."
To był po prostu idealny weekend: pole position i zwycięstwo w wyścigu. Byłem maksymalnie skupiony, bo wiedziałem, że jeden błąd może mi wszystko odebrać. Trudno mi było uwierzyć w to, co się działo. Kiedy przekraczałem linię mety, zespół przez radio wołał: "P1, P1". A ja im odpowiedziałem tylko: "O kur...". To było coś niewyobrażalnego, niesamowitego!