Zdaniem ekspertów był najlepszym kierowcą roku. Gdyby nie koszmarne błędy szefów BMW, Robert Kubica (24 l.) zostałby mistrzem świata. A tak zabrakło dla niego nawet miejsca na podium. Mario Theissen (56 l.) ma się czego wstydzić...
Polski kierowca przez cały sezon jeździł jak dobrze zaprogramowana maszyna, z bolidu BMW wyciągał absolutne maksimum. Gdyby tylko dostał od zespołu większe wsparcie, mógłby zostać mistrzem świata. Niestety, BMW raczej rzucało mu kłody pod nogi...
Dla Mario Theissena, szefa BMW, celem na ten sezon było odniesienie pierwszego zwycięstwa. Robert Kubica zrealizował ten cel. Niestety – gdy tylko wygrał w Kanadzie, BMW... spasowało, zajęło się głównie pracami nad przyszłorocznym bolidem, zaniedbując ten, w którym jeździł Polak. BMW stawało się z wyścigu na wyścig coraz wolniejsze. Robert stracił szansę na mistrzostwo świata, ale... trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej wciąż było realne.
Znów jednak Polak nie mógł liczyć na pomoc Niemca. W przedostatnim w sezonie wyścigu w Chinach Kimi Raikkonen (29 l.) z Ferrari przepuścił walczącego o tytuł partnera z zespołu – Felipe Massę (27 l.). To samo mógł zrobić Nick Heidfeld (31 l.) z BMW, ale... nie zdjął nogi z gazu.
– Mam nadzieję, że tego jednego punktu nie zabraknie mi na koniec sezonu do trzeciego miejsca – mówił w Chinach wściekły Polak. Niestety, zabrakło...
W Brazylii niemiecki zespół znów się skompromitował. W sporcie, w którym co roku wydaje się setki milionów dolarów, „eksperci” z BMW nie potrafili sprawdzić, czy przed startem tor jest suchy, czy mokry! Założyli Polakowi opony na suchą nawierzchnię. Wszyscy inni (w tym
Heidfeld!) mieli opony deszczowe.
Kubica po okrążeniu formującym musiał zjechać do alei serwisowej, tracąc już przed startem kilkadziesiąt sekund. Zabrakło ich później na mecie...
– Nie mam pretensji do zespołu – mówi Polak. Serio? Warto pamiętać, że dwa dni wcześniej nasz kierowca zdradził, że w F1 wszyscy muszą kłamać („Gdybyśmy byli Pinokiami, wszyscy byśmy mieli kilometrowe nosy”).