„Super Express”: - Czujesz duży niedosyt?
Patryk Dudek: - Mam nadzieję, że jeśli w przyszłym roku będę jeździł w Grand Prix, to wygram w Warszawie. Tym razem przede wszystkim nie wyszedł mi półfinał. Po moim piątym biegu zrobiliśmy lekką korektę przełożeń. W półfinale nie wyszedł mi start i przyjechałem ostatni. Ale kibice chyba się nie nudzili, bo było kilka fajnych biegów.
- To były twoje drugie zawody Grand Prix, odkąd jesteś stałym uczestnikiem. Zdążyłeś się oswoić z cyklem?
- Trochę przechodzę ze skrajności w skrajność. W Krsku atmosfera była porównywalna do jakiegoś meczu młodzieżówek, a w Warszawie czuliśmy się prawie jak na lidze, na przykład w Zielonej Górze. Był na Stadionie Narodowym sektor kibiców z Zielonej, który mocno mnie dopingował. Jak krzyknęli głośno „Patryk Dudek”, to na rękach pojawiła się gęsia skórka.
- Odczuwałeś stres?
- Może na początku trochę tego było, ale potem już się nie odczuwa stresu. Trzeba się przyzwyczaić.
- Trochę się poturbowałeś w 13. biegu.
- „Szeroka” była tak szybka, że w jednym biegu mnie sponiewierało (śmiech). Łuki są dość wąskie, trochę inne niż na zwykłych torach. Przewracając się, musiałem się „katapultować”, bo uderzając w bandę razem z motocyklem mógłbym o wiele gorzej skończyć. Najważniejsze, że nic mi się nie stało.