Robert Kubica do Formuły 1 wrócił przed sezonem 2019. Kilkuletnia przerwa spowodowana fatalnym wypadkiem na Ronde di Andora została wreszcie przerwana przez Williamsa. Brytyjska stajnie postanowiła zaufać Polakowi i dać mu kolejną szansę w elicie. I to właśnie krakowianin zdobył w bieżącej kampanii jedyny jak dotąd punkt dla ekipy z Grove. Choć w większości wyścigów szybszy jest młody George Russell, to w trudnym deszczowym wyścigu nasz rodak wykorzystał doświadczenie i problemy rywali, dzięki czemu dojechał z cenną zdobyczą do końca ostatniego kółka. Wciąż jednak mówiło się, że Williams nie jest do końca zadowolony ze współpracy i szefostwo szuka nowych opcji. Z tego powodu też bohaterem plotek transferowych stał się Robert Kubica. Dziennikarze utrzymywali, że jest jednym z faworytów do startów w ekipie Haasa w sezonie 2020.
Polakowi miały pomóc nie tylko umiejętności. Eksperci słusznie zauważyli, że Kubicę łączą przyjacielskie stosunki z szefem amerykańskiego teamu - Guentherem Steinerem. On sam bardzo ciepło wypowiadał się o naszym rodaku. Szansą dla polskiego zawodnika miały być także ostatnie zawirowania w Haasie, który rozstał się z firmą Rich Energy - głównym sponsorem. Miejsce tej spółki miałby zająć PKN Orlen ze swoimi funduszami, którymi wspierane są starty urodzonego w Krakowie kierowcy. W czwartek okazało się, że te spekulacje można ostatecznie włożyć między bajki.
Tego dnia Haas opublikował informację, że w sezonie 2020 kierowcami wyścigowymi wciąż będą Kevin Magnussen i Romain Grosjean. Obecność szczególnie tego drugiego jest sporym zaskoczenie. Francuz niemal co wyścig zbiera burę od przełożonych za sposób, w jaki poczyna sobie na torze. Jednak mimo tego, Amerykanie postanowili zatrzymać go u siebie. Sprawą zajęły się nawet profile, które z przymrużeniem oka zajmują się F1.