Robert Kubica w sezonie 2020 będzie godził obowiązki kierowcy testowego zespołu F1 Alfa Romeo Racing Orlen i zawodnika serii DTM. Ostatnio krakowianin brał udział w testach przed nowym sezonem Formuły 1. Na torze w Barcelonie zanotował nawet najlepszy czas podczas jednego dnia prób. Wyprzedził takie nazwiska jak m.in. Lewis Hamilton czy Sebastian Vettel. Taki rezultat potwierdził tylko, że gdy Polak dostanie odpowiedni bolid, to jest w stanie konkurować z najlepszymi na świecie. Dlatego też jego rozgoryczenie po poprzedniej kampanii może być wielkie. W Williamsie nie miał bowiem maszyny spełniającej oczekiwania i przez niemal cały sezon wlókł się na końcu stawki. Jeszcze w trakcie kampanii 2020 zdecydował się na ogłoszenie końca współpracy ze stajnią z Grove po zakończeniu cyklu Grand Prix. Teraz co jakiś czas wbija szpilki byłemu pracodawcy.
We wtorek Robert Kubica był gościem programu radiowego "Gość Radia ZET". Nie zabrakło pytań o ubiegły rok. Sam zainteresowany przekazał, że mógł dalej jeździć w F1, gdyby tylko Brytyjczycy dali mu sprzęt do ścigania. - Możliwe, że gdybym w ubiegłym roku jeździł lepszym bolidem, to nie siedziałbym teraz tu, tylko przygotowywałbym się do startu w Grand Prix Australii - powiedział z rozbrajającą szczerością jedyny w historii polski kierowca w świecie królowej sportów motorowych.
Jednocześnie Robert Kubica przyznał, że ekipa Williamsa jest podzielona między tych, którzy swoją pracę wykonują odpowiednio i tych, do których należy mieć spore zastrzeżenia. - I tak uważam się za szczęściarza, bo wielu moich kolegów z dużym talentem do ścigania nigdy nie pojawili się w stawce Formuły 1. W Williamsie trafiłem na grupę osób, które naprawdę wiedzą co robią, ale były też inne, z którymi mogliśmy zrobić lepszą pracę - podkreślił.