Tomasz Gollob dla se.pl: Tego co przeżyłem, nie życzę najgorszemu wrogowi

2017-11-22 14:54

Jutro minie równo siedem miesięcy od strasznego wypadku Tomasza Golloba (46 l.), w wyniku którego legendarny żużlowiec stracił czucie od pasa w dół. Mistrz świata z 2010 roku w rozmowie z „Super Expressem” mówi o bólu związanym z wypadkiem i rehabilitacją, a także o planach na przyszłość. Do końca miesiąca Gollob ma opuścić bydgoski szpital.

„Super Express”: - Jakie uczucie dominowało w panu tuż po przebudzeniu ze śpiączki farmakologicznej?
Tomasz Gollob: - To jest nie do opowiedzenia. Były myśli dlaczego tak się stało. Jak się przebudziłem to myślałem, że jestem na zawodach, a nie w szpitalu. To wszystko było trudne do przeżycia. Nikomu tego nie życzę, nawet najgorszemu wrogowi. Miałem wokół siebie bardzo dobrych pozytywnych lekarzy, którzy pomogli mi to wszystko zrozumieć. Idzie to wszystko w dobrym kierunku i mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej. Nie poddaję się.

- Przyjął pan, czy odrzucał od siebie myśl, że nie ma czucia w nogach?
- To pojawiło się natychmiast, wiedziałem, że nogi mi nie funkcjonują. Przedstawiono mi to w sposób prawidłowy i zrozumiałem, że teraz muszę czekać, pracować, ćwiczyć.

- Myślał pan sobie podczas tej bolesnej rehabilitacji: „Tomek, po co ci był ten motocross”?
- Nigdy. Na motocrossie jeżdżę od 40 lat, to rzecz dla mnie normalna. Nie myślałem więc w ten sposób. Wręcz przeciwnie – motocross pomagał mi w poprawieniu techniki jazdy na żużlu. Wiele razy trenowałem na crossie i nigdy nie pomyślałem sobie po co to robię.

- Jak duży ból pan czuł podczas rehabilitacji?
- Przeżyłem ból, którego nigdy wcześniej nie czułem. Wtedy kiedy jechałem w Grand Prix i zdobywałem złoto ze złamaną nogą, sądziłem że to był największy ból w moim życiu. Okazało się, że nie.

- Mówił pan o bólu fizycznym, ale czy towarzyszył mu ten psychiczny?
- To co się stało w moim życiu jest ogólnym bólem. Nie byłem na to przygotowany, chciałem zrobić w sporcie jeszcze wiele rzeczy. Nie tylko sporcie żużlowym. Stało się inaczej. Moje życie zmieniło się diametralnie. To ból, z którym muszę walczyć.

- Pamięta pan wypadek?
- Nie pamiętam nic. Doszedłem do siebie dopiero na tydzień po wypadku. Nie mogłem od razu funkcjonować na normalnych obrotach. Profesor Marek Harat powiedział mi: „Tomku, trzeba to umieć zrozumieć”. Te słowa były mądre. Jak się inaczej do tego podejdzie to można narobić sobie dużo kłopotów. Jestem wdzięczny za otoczenie tak profesjonalnymi lekarzami. Znalazłem się w tej nowej rzeczywistości, ich rola jest taka, żeby pomogli mi to zrozumieć.

- Miał pan wiele planów na przyszłość, które legły w gruzach.
- Było ich wiele. To co się wydarzyło zamknęło mi możliwość rywalizacji w jakimkolwiek sporcie. Szkoda, bo chciałem coś jeszcze zrobić. Chciałem wystąpić w Dakarze. Najśmieszniejsze jest to, że z tym Dakarem wszystko było już dograne.

- Dopuszcza pan do siebie myśl, że nie stanie na nogi, że będzie inwalidą do końca życia?
- Nie mam takich myśli. A jak będzie za 2, 3 czy 5 lat to zobaczymy. Ja wiem, że czas jest potrzebny, bo te wszystkie rzeczy wolno się regenerują.

- Cieszy się pan na zbliżające się święta, które spędzi pan w domu z rodziną?
- Każdy, kto spędziłby siedem miesięcy w szpitalu, miałby trochę tęsknoty. Cieszę się, że spędzę święta w domu. Ale jak będzie taka potrzeba i może mi to pomóc, na pewno wrócę na szpitalny oddział.

- Mówiło się przez lata, że Tomasz Gollob to człowiek niezniszczalny i z żelaza. Jednak i panu przydarzyła się poważna kontuzja.
- Ale staram się nie poddawać. Zobaczymy, czy teraz też mi się uda pokonać przeciwności. Kontuzja to mój najtrudniejszy i najpoważniejszy rywal w życiu. Mam nadzieję, że z nim też wygram.

- Jest pan gotowy na wyjście ze szpitala?
- Nie będę na pewno się kryć. Będziecie mnie mogli spotkać w różnych miejscach. Będę chciał pracować nad sobą, żeby maksymalnie być zdrowym. Jest szansa, ze pojawię się na Grand Prix w Warszawie w przyszłym roku.

Najnowsze