- Na taką chwilę czeka się cały rok - mówi "Super Expressowi" Przemek Pawlicki. - Trwają ostatnie przygotowania, każdy z nas chce jeszcze coś wykombinować, udoskonalić, by w niedzielę być superszybkim. Skoro już jesteśmy w tym finale, to chcemy wyszarpać złoto. Ale będzie bardzo ciężko, bo Betard to nie ogórki.
Bracia Pawliccy jeszcze nigdy nie świętowali drużynowego mistrzostwa Polski.
Zobacz: Grand Prix Polski: W Gorzowie pojechali dla Darcy'ego Warda
- Dlatego teraz jesteśmy podwójnie zmobilizowani! Dobrze, że rewanż pojedziemy u siebie. Będziemy mogli odrobić ewentualne straty, mamy wspaniałych kibiców. Stadion będzie pełny, zapowiada się wielkie szaleństwo! - podkreśla Przemek.
Pawliccy nie ukrywają, że najlepiej czują się, kiedy mogą w wyścigach tworzyć parę. Kibice na internetowych forach ochrzcili ich mianem "Turbo braci".
- Kiedy zaczynaliśmy przygodę z żużlem, marzyliśmy, żeby być najszybszą parą na świecie i najlepszym duetem braci w historii. Chcemy zawsze jeździć razem. Oczywiście, jest między nami rywalizacja, ale kiedy jednemu dzieje się krzywda, drugi pójdzie za nim w ogień. Teraz ja gonię Piotrka, bo trochę mi odjechał, a wcześniej to on ścigał mnie. Taka braterska rywalizacja jest na pewno czymś zdrowym - twierdzi Przemek i wyjawia, że między braćmi czasem dochodzi do sprzeczek.
PGE EKstraliga: Zobacz NAJGROŹNIEJSZE wypadki [WIDEO]
- Teraz jest już ich mniej, bo jesteśmy dorośli, każdy ma swoje życie, mieszkamy oddzielnie. Ale za dzieciaka to i do bójek dochodziło. Teraz czasem w parku maszyn się pokłócimy. Ale darzymy siebie braterskim szacunkiem. I marzymy o upragnionym złocie - kończy Przemek Pawlicki.