Czarna seria na wyścigowych torach. Simoncelli i inni

2011-10-24 17:54

W sportach motorowych wypadki są niejako "wkalkulowane w widowisko". Ale śmierć Marco Simoncelliego była dla kierowców i kibiców prawdziwym wstrząsem. Może dlatego, że zaledwie 24-letni Włoch z charakterystyczną czupryna afro był pupilem wyścigów motocyklowych w którym upatrywano przyszło arcymistrza. Następcę Valentino Rossiego, pod kołami motocykla którego... stracił życie. Urazy zmiażdżonych kołami piersi, głowy i bioder okazały się straszne. Lekarze z centrum medycznego przy torze byli bezradni.

Po Marco Simoncellim płaczą jego rodzice, Paolo i Rosella. Płacze narzeczona Kate, zaledwie 22-letnia, którą poznał i pokochał 5 lat temu. Miłość dwojga nastolatków okazała się zaskakująco trwała. Byli nierozłączni i planowali wspólne życie.

Wypadek na torze Sepang był rzeczywiście okropny.

Amerykanin Colin Edwards i Valentino Rossi, który był bliskim przyjacielem Marco, po tym wypadku nie mogli wyjść z szoku. Simoncelli upadł wprost pod koła ich motocykli, obaj nie mieli żadnej szansy na uniknięcie kolizji.

- On był dla mnie jak młodszy brat - powtarzał Rossi.

Wypadek Simoncelliego jest kolejnym z serii roku 2011. Niedawno zginął mistrz IndyCar Dan Wheldon. Nieco wcześniej pożegnano championa "dirty runs" Ricka Husemanna. We wszystkich sportach motorowych rosną prędkości, rośnie moc silników z których zawodnicy wyciskają wszystko co się da. Wprowadzane przepisami ograniczenia szybko zostają pokonane przez postęp techniczny i żądania organizatorów. Widzowie chcą emocjonujących widowisk, gdzie walka toczy się na krawędzi ryzyka. Również ryzyka utraty życia. Warto może przypomnieć sobie wypadki z minionego sezonu.

Podobno wypadki 2011 są jeszcze bardziej "efektowne". Tragiczny show trwa i nikt nie jest w stanie powiedzieć ilu jeszcze "Simoncellich" musi zginąć na torach.

Najnowsze