Z Robertem i jego babcią wszystko w porządku

2008-08-06 7:40

Artur Kubica (48 l.) specjalnie dla "Super Expressu".

Kiedy cała Polska ściskała kciuki za Roberta Kubicę (24 l.) startującego w Grand Prix Węgier, on ściskał kciuki za swoją babcię, która szykowała się do operacji wszczepienia rozrusznika serca. - To rutynowy zabieg, nie ma powodów do obaw - zdradza nam Artur Kubica (48 l.), ojciec naszego kierowcy.

"Super Express": - Jak się czuje pana mama?

Artur Kubica: - Nie rozumiem, skąd takie zainteresowanie mediów jej stanem zdrowia... To osoba w podeszłym wieku, wszczepienie rozrusznika serca to w jej przypadku rutynowy zabieg. Nie ma żadnych powodów do niepokoju. Ale to sprawa prywatna, wolałbym, żebyśmy rozmawiali o wyścigach.

- Jak pan w takim razie tłumaczy dopiero ósme miejsce syna w wyścigu na Węgrzech?

- Bolidy BMW zupełnie przestały jeździć. Na Hungaroringu nie było żadnych szans na dobry wynik, Robert i tak wycisnął z auta maksimum. Jemu można wierzyć. Jeśli mówi, że nigdy w życiu nie jechał tak trudnym do prowadzenia samochodem, to widocznie tak było.

- BMW jeszcze niedawno walczyło jak równe z Ferrari i McLarenen. Tymczasem na Węgrzech po raz kolejny wypadło bardzo słabo...

- Słaba forma BMW, niestety, utrzymuje się od pewnego czasu, praktycznie od zwycięstwa Roberta w Kanadzie. Wprawdzie Nick Heidfeld zajął potem 2. miejsce w Anglii i 4. w Niemczech, ale wiele zależało tam od szczęścia. W pierwszym wyścigu karty rozdawał deszcz, a w drugim wszystko przewrócił do góry nogami wyjazd samochodu bezpieczeństwa.

- Czy sądzi pan, że zespół Roberta jeszcze się zbliży do najszybszych?

- Wszystko jest możliwe. Na pewno ciężko pracują i wierzę, że jeszcze poprawią swój bolid. Następny wyścig będzie za trzy tygodnie w Walencji. Ten tor powinien pasować Robertowi, on uwielbia uliczne wyścigi. Ale nawet najlepszy kierowca nic nie osiągnie, jeśli jego samochód nie będzie jechał...

- Dla Roberta miało znaczenie te kilkadziesiąt tysięcy polskich kibiców na trybunach wokół toru na Węgrzech?

- Oczywiście. Od dawna powtarzał, że Węgry to dla niego prawie domowy wyścig. Tłumy polskich fanów na wyścigach bardzo go cieszą. Jest wdzięczny za doping i bardzo chciał osiągnąć na oczach Polaków dobry wynik, niestety się nie udało.

- Robertowi wyścig na Węgrzech nie wyszedł. A panu jako organizatorowi wyjazdów dla kibiców?

- Wysłałem na Hungaroring dwa duże autokary pełne fanów. Poza tym wiele osób wykupywało w moim biurze miejsce w hotelu lub bilety na wyścig. Zainteresowanie było duże, choć... spodziewałem się jeszcze większego.

Najnowsze