"Super Express": - Zostało kilka dni do walki. Jak się czujesz, jakie emocje ci towarzyszą?
Adam Balski: - Jaram się strasznie! Już jestem nastawiony bojowo, ale czuję, że to jeszcze podskoczy jak już będę w Londynie. Dzisiaj mam jeszcze trening w Warszawie i z tego co mi wiadomo do Anglii lecimy w środę.
- Wahałeś się, gdy pojawiła się opcja walki z Babiciem?
- No co ty, zero zawahania, sekunda i podjęta decyzja. Takich walk się nie odmawia.
- Mam takie wrażenie, że od walki z Mateuszem Masternakiem przeżywasz drugą młodość.
- Coś w tym jest. Ja lubię takie walki jak z Mateuszem, w których większość skazuje mnie na pożarcie, na porażkę. Wtedy czuję, że żyję. To są takie pojedynki, dla których się trenuje. W takich walkach człowiek się sprawdza, ma coś do udowodnienia głównie samemu sobie. Nie ukrywam, że na takie starcia z teoretycznie słabszymi rywalami trudno mi się zebrać. Z Mateuszem przegrałem, ale ta porażka dała mi więcej niż wiele innych wygranych walk. Rywalizacja z doświadczonymi pięściarzami to sól boksu, a tak by tylko wyjść, kogoś obić i wygrać, to nie dla mnie. To nic nie daje.
- Debiutowałeś w Anglii, trenowałeś tam, to będzie sentymentalny powrót?
- Pewnie! Już nie mogę się doczekać, by po latach zobaczyć znajomych i mojego starego trenera. Nie widziałem ich wszystkich z dziewięć lat. Zresztą trener już do mnie pisał, żebym odwiedził swój stary gym i jeśli tylko chcę, to mogę u niego trenować te kilka ostatnich dni przed walką.
- Jak wspominasz ten londyński epizod?
- Mega fajnie. Mieszkałem tam kilka lat, to były najpiękniejsze dni mojego życia. Byłem młody, działo się (śmiech). Pracowałem na budowie, potem w przeprowadzkach, byłem też kierowcą. Zwiedziłem cały kraj, dużo się nauczyłem, coś pięknego. Cały dzień zasuwałem w pracy, a potem wieczorem jak to w Wielkiej Brytanii szedłem na trening. Karnet miesięczny kosztował 60 funtów, trzeba było jakoś na niego zarobić. Cieszę się, że tam wracam, zwłaszcza na taką walkę.
- Wiele osób cię wspiera, wielu ekspertów i pięściarzy nie ukrywa, że masz spore szanse na zwycięstwo.
- Cieszy mnie wsparcie zwłaszcza tych, których znam i na których mi zależy. Wsparcie kibiców też cieszy, ale z kibicami różnie bywa - dziś są, jutro ich nie ma. A najbliżsi zostaną. Ważne, że ja sam w siebie wierzę.
- Mocno wspiera cię m.in. Artur Szpilka.
- Tak, cieszę się. Miałem kiedyś jego plakat, też chciałem dojść do takich walk jak on. Teraz to się dzieje, ale dla mnie to nadal jest jak sen. Z Arturem rozmawiałem kilkanaście minut temu. Dał mi kilka wskazówek. Zaznaczał, że nie mogę się bić z Babiciem, muszę być lotny na nogach. Oby tylko emocje mnie nie poniosły. Bo jak poniosą, to będzie taka bardziej ulica, a ja chcę pokazać w tej walce to, czego nauczyłem się przez te wszystkie lata. Wszystko jest w mojej głowie. Nastawiony jestem na boks, ale jak będzie wojna, to będzie. Ja chcę wygrać, tylko to mnie interesuje.
- Babić w jednym z wywiadów przyznał, że nic o tobie nie wie.
- Ja też o nim niewiele wiem, poza tym, że jest z Chorwacji. Widziałem jego dwie, trzy walki i tyle. Widać, że lubi się bić, że jest takim awanturnikiem. Zapewniam, że po sobocie będzie wiedział kim jest Adam Balski. Większość chłopaków, z którymi walczył, przyjeżdżała po kasę, a nie po zwycięstwo. Ze mną będzie inaczej, prędzej mnie wyniosą z ringu, niż się poddam. To może być jedyna taka okazja, szansa życiowa.
- To na koniec najważniejsze pytanie - wyjdziesz do Felicita czy Zenka?
- Jednak Felicita! Na walkę z Mateuszem zmieniłem na "Baju baj" Anny Jantar i była porażka, więc trzeba wrócić do sprawdzonych hitów (śmiech).