Znany klub w Warszawie

Dariusz Michalczewski opowiada o szalonej imprezie z legendą NBA! Pojawił się Masa, był alkohol, narkotyki i piękne kobiety

2023-06-14 11:39

Dariusz Michalczewski zakończył zawodową karierę już 18 lat temu, ale chętnie wraca do czasów swojej świetności. Były wieloletni mistrz świata wagi półciężkiej czerpał z życia garściami i właśnie o tym z nim porozmawialiśmy. - Nie brakowało wokół mnie bogactwa i luksusu, ale potrafiłem też po walkach przyjechać do Gdańska i z kumplami zamknąć się w szatni w podstawówce i tam zrobić kilka flaszek - powiedział nam "Tygrys".

"Super Express": - Jakiś czas temu wstawiłem na Twitterze twoje zdjęcie z legendą NBA Dennisem Rodmanem. Klub w Warszawie, 1998 rok. Pamiętasz tamtą imprezę?

Dariusz Michalczewski: - Oczywiście. To był klub Ground Zero, chyba jego otwarcie. Najbardziej pamiętam jednak z tego wieczoru sytuację, gdy nagle mnie i Dennisa ewakuowano do innego klubu pod miastem. Zabrał nas niejaki Masa, taki duży facet, który wtedy rządził na mieście. Wsadzili nas do limuzyny, a już na miejscu widziałem mnóstwo broni, były też narkotyki i piękne kobiety. Takich chwil się nie zapomina.

- Na zdjęciu widać jak z Dennisem spożywacie alkohol. Co piliście?

- Tego to już dokładnie nie pamiętam, ale widzę małe kieliszki, więc to raczej nie była wódka (śmiech). Dennis był mocno zamroczony, ale trzymał się dzielnie do końca. Fajny gość.

- Tego typu imprez chyba w karierze wiele przeżyłeś, prawda?

- Ja byłem zapraszany wszędzie, ale aż tak często z tego nie korzystałem. Na większe imprezy mogłem sobie pozwolić tylko przez 2-3 tygodnie po walce, bo potem zaczynał się kolejny obóz i wracałem do roboty. Nie ukrywam jednak, że kochałem życie i ludzi, a ludzie kochali mnie. Nie brakowało wokół mnie bogactwa i luksusu, ale potrafiłem też po walkach przyjechać do Gdańska i z kumplami zamknąć się w szatni w podstawówce i tam zrobić kilka flaszek.

Mocne słowa Dariusza Michalczewskiego: My sportowcy po karierze jesteśmy życiowo upośledzeni

- Lubiłeś się bawić, ale jak zaczynał się obóz przed kolejnym pojedynkiem, to nie było już mowy o zabawie.

- Zgadza się. Byłem sportowcem z krwi i kości, więc jak zaczynała się robota, to nic innego mi po głowie nie chodziło. Muszę jednak przyznać, że perspektywa fajnej imprezy po walce zawsze mnie mocno motywowała i chyba dlatego tak często wygrywałem (śmiech). Czerpałem z życia garściami, ale co najważniejsze wszystko do dziś pamiętam, a nie wszyscy byli pięściarze mogą to o sobie powiedzieć.

- Rozmawiamy w Gdańsku na plaży w Brzeźnie. Tutaj spędziłeś swoje dzieciństwo. Jak je wspominasz?

- Na plażę w Brzeźnie miałem może z domu maks kilometr w linii prostej. Wspominam tamte lata bardzo miło. Jedliśmy z kolegami jedno jabłko na pięciu, a potem wypływaliśmy nawet dwa kilometry w głąb morza. Wygrywał ten, który ostatni zawracał, a ja często wygrywałem. Nie łapały nas skurcze, nie byliśmy zbyt zmęczeni. Ale to były inne czasy. Wtedy w szkole na 800 dzieciaków może trzech było grubasów, a teraz na stu z czterech potrafi zrobić przewrót w tył, a dwunastu w przód. My byliśmy wytrenowani i szczupli, teraz większość jest zwalniana z lekcji WF. To błąd, ja uważam, że rodzice powinni wręcz przymuszać swoje dzieci do trenowania.

- Lata lecą, a ty fizycznie nadal dobrze wyglądasz. Dużo pracy to cię kosztuje?

- Był taki moment, że i ja się spasłem, ale źle się czułem wtedy w swoim ciele i szybko to zmieniłem. Wziąłem się za treningi i są efekty - już dawno tak dobrze nie wyglądałem. Cztery razy w tygodniu gram w tenisa, przynajmniej dwa razy jestem na siłowni, do tego z kolegami sobie boksujemy. Forma jest!

Dariusz "Tygrys" Michalczewski podjechał na trening autem przyszłości. Mało kogo na takie stać [ZDJĘCIA]

Najnowsze

Materiał sponsorowany