Dariusz Michalczewski dzisiaj w mediach pojawia się przede wszystkim w roli eksperta oraz postaci, która może przybliżyć kibicom sporo bokserskiej kuchni. Walka w ringu to tylko "efekt uboczny" wszystkiego, nad czym pięściarze pracują wcześniej. Niektórym wydaje się czasem, że wystarczy po prostu mocno bić i sukcesy w tym pięknym sporcie przychodzą same. Nic bardziej mylnego. Trening bokserski to niezwykle ogólnorozwojowe ćwiczenia, a do tego wszystkie postaci, które nie dysponują tzw. "iskrą Bożą" muszą dodatkowo się nad nim skupić. Tak było właśnie w przypadku Michalczewskiego, który o wszystkim opowiedział dopiero po latach.
Straszne katusze Dariusza Michalczewskiego
Gdy oglądało się walki Dariusza Michalczewskiego, to można było odnieść wrażenie, że "Tiger" urodził się do boksu. Rzeczywistość wyglądała jednak zupełnie inaczej. Wiele lat po zawieszeniu rękawic na kołku sam zainteresowany postanowił rozliczyć się z przeszłością i w udzielonym wywiadzie podkreślił, że wszystko, co osiągnął w sporcie było zasługą ciężkiej pracy. W zasadzie męczarni na siłowni i w salce.
Michalczewski ostro o swoich umiejętnościach
"Nie byłem wybitnym, ale ciężka praca zaprowadziła mnie na sam szczyt" - napisał na Instagramie przy opublikowanym fragmencie wywiadu wideo. - To była przede wszystkim praca, praca i jeszcze raz praca. Ja byłem bardziej przeciętnym sportowcem, który potrafił boksować, tylko ja byłem tak ambitny, tak twardy, tak, kurde. Przecież ja robiłem ostatnie 5 lat, porobiłem po 10 kilo wagi, po 10 kilogramów zbijałem. Wszystko miałem, a nie mogłem jeść i pić. I musiałem mieć jeszcze siły na to, żeby trenować i wygrywać. To była masakra, to niemiło wspominam - skomentował na materiale "Tygrys".
Listen on Spreaker.